Szła ciemną
alejką, zagubiona, samotna, tak mała i nie ważna dla świata. Rozglądała się nie poznając okolicy. Wybiegła
z domu w czym stała, nic jej nie zostało. Nie chciała tam zostać. Nie mogła. Jednak teraz stojąc w tym miejscu marzyła by się to skończyło. Zadrapane rączki oparła o mur. Z gardła wyrwał się szloch. Nagle z zaułka wyjrzała
brązowa czupryna. Dziewczynka podskoczyła, odwróciła się i
zaczęła uciekać. Słyszała tupot butów goniącego ją chłopaka.
Pokaleczone bose stopy okropnie piekły a obraz rozmywał się przez
łzy. Biegła tak szybko jak mogła jednak to nic nie dało. Poczuła
że nieznajomy łapie ją za bluzkę. Zatrzymała się i skuliła
oczekując najgorszego lecz nic się nie działo. Nieśmiało
zerknęła w górę. Przed nią stał może o rok starszy chłopiec.
Wyciągnął w jej stronę dłoń, mała chwyciła i wstała.
- Ładna jesteś.-
powiedział – Mam na imię Kiba, a ty?
- Hinata. –
wydukała dziewczynka.
Teraz
Szybkie roboty typu
wejdź i wyjdź. Kłótnie, ciężkie noce nie raz na pustym peronie
czy w parku na ławce, lecz nigdy już samemu. Przyjaciele byli
ważniejsi niż ty. Na ulicy liczyła się zasada jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego. Nikt nie czuł się gorszy, byłeś
wśród osób które przeszły to samo co ty. Nie raz chcieli nas
zabrać do „cudownego” domu dziecka, nikt się nie dał, po
jakimś czasie odpuścili, tylko czasem pojawiają się przynieść
najmłodszym jakieś ubrania czy jedzenie, jakby było to niezbędne.
Radziliśmy sobie w najgorszych momentach, życie nauczyło nas iść
prosto nie upadając za często. A żeby to zrobić trzeba walczyć o
każdego z osobna. Mam dziewiętnaście lat, na ulicy jestem od
dwunastu lat. Widziałam i słyszałam wiele, po nocach śnią mi się
wychudzone dzieci, trupy i moja rodzina, która mnie nienawidziła. A
to moja historia, która nie była do końca różowa.
Przeszłość
Przełożyłam bluzę przez
głowę, wygładziłam krótką spódnicę i zawiązałam
ściślej glany. Kiba wręczył mi glock’a. Zważyłam go w dłoni
i wsunęłam za podwiązkę na udzie. Byłam gotowa, wsiadłam na
motor i założyłam kask. Obok podjechał brązowowłosy, Shino
wypalił papierosa do końca i także do nas dołączył. Dzieciaki stały i patrzyły jak się przygotowujemy,
niedługo i one zajmą się taką robotą. Martwiłam się o tą przyszłość. Wiedziałam jak coś takiego może ich zniszczyć. Nigdy nie żałowałam
jednak decyzji którą podjęłam jako siedmiolatka. Nie chciałam wrócić
do domu gdzie nikt nikogo nie szanował. Po jakimś czasie zaczęłam
postrzegać ulice jak prawdziwy dom. Dziś mając
dziesięcioletni staż czułam się tu jak w niebie, chodź mówili
że to piekło. Zuzia, sześciolatka o króciutkich brązowych
loczkach pomachała mi, do niej dołączyła reszta. Kochałam te
dzieciaki, często z nimi przebywałam, czułam się za nie
odpowiedzialna chodź nie odpowiadałam za to że tu się znajdują.
Każdy miał jakąś historię i przeszłość która nie chciała dać o sobie zapomnieć. Ruszyliśmy, mieliśmy dziś proste zadanie, ktoś nie chciał by
impreza była udana, wejść, zabawić się i zmykać przed
pojawieniem się policji. Proste wręcz banalne, nie wiedziałam czemu dałam się na to namówić. Zajechaliśmy przed wielką białą wille,
słychać było głośną muzykę, widać balowali już w najlepsze.
Zostawiliśmy motory w bocznej uliczce. Otworzyłam drzwi, w
przedpokoju stały pary miziając się, przewróciłam oczami, czy
oni naprawdę muszą to robić. Nikt nie zauważył naszego wejścia.
Kiba kazał mi iść na dwór a Shino wszedł po schodach na górę.
Wyszłam na taras, w basenie siedziało kilka osób, jakiś nawalony
chłopak podszedł do mnie.
- Czy my się znamy?
– wypalił.- Chyba nie bo ciebie ślicznotko bym zapamiętał. –
uśmiechnęłam się do niego zalotnie i walnęłam go z pięści w twarz.
Poleciała mu krew a parę osób zaklaskało. Jednak i im miny
zrzedły na widok pistoletu, który pojawił się w mojej dłoni.
Kazałam im zmykać, od razu posłuchali. Rozejrzałam się po
dworze, oprócz pijaczka leżącego przy moich nogach nikogo nie
widziałam. Nagle usłyszałam strzał. Rozbrzmiały krzyki, ludzie
zaczęli wybiegać z domu, przecierając się przez tłum udało mi
się dobrnąć do salonu. Kiba stał z opuszczona bronią, na
podłodze leżał czarnowłosy chłopak. W pierwszej chwili myślałam,
że nie żyje. Ten wtedy zaczął przeklinać, podniósł się, trzymał się za ramię. Shino pojawił się po drugiej
stronie salonu.
- Zmykamy! –
rzucił i pognał w stronę wyjścia. Brązowowłosy przez chwile
stał nie dowierzając, nagle poderwał się do biegu. Ja tez
szykowałam się do biegu, gdy nagle silne ramiona zacisnęły się
na mojej tali. Próbowałam się wyrwać jednak to nic nie dawało. Przeraziłam się.
- Sasuke nic ci nie
jest? – zapytał trzymający mnie chłopak.
- Postrzelili mnie
młotku, jak może być dobrze. – wrzasnął siedzący na
podłodze. Usłyszałam dźwięk syren nadjeżdżającej policji. Łzy
napłynęły mi do oczy, nie mogłam wpaść. Przestałam się
wyrywać, spuściłam głowę i wydałam szloch. Chłopak, który
mnie trzymał rozluźnił więzy, wtedy nogą kopnęłam go w kroczę.
Odruchowo puścił mnie i schylił się, łokciem walnęłam go w
twarz. Zaczęłam uciekać.
- Naruto ty idioto!
– wrzeszczał czarnowłosy, odwróciłam się i ujrzałam
intensywnie niebieskie oczy wykrzywione w niedowierzaniu. Szkarłatna krew płynęła mu z kącika ust. Nie zatrzymywałam
się, wsiadłam na motor, Kiba wyraźnie odetchnął, pierwsza
ruszyłam, po chwili dołączyli moi przyjaciele. Dojechaliśmy bez
problemów pod kanciapę gdzie czekał na nas zleceniodawca. Był
może trochę starszy od nas, ubrany w czarny płaszcz w dziwne
chmurki. Zdjął kaptur i ukazały nam się czarne włosy związane w kucyka.
- Załatwione? –
zapytał zimnym tonem. Kiwnęłam głową, on przytaknął i wręczył
mi kopertę, przeliczyłam, zgadzało się. Pokazałam na motory,
chłopaki zrozumieli, po chwili pędziliśmy w stronę naszego
magazynu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak nasz chlebodawca był
podobny do postrzelonego chłopaka. Cieszyłam się że nie zapytał
czy były jakieś problemy, bo pewnie z kasy były by nici. Schowałam
mojego malucha do hali, chłopaki zniknęli, było mi to na rękę bo
musiałam załatwić parę spraw ze starszyzną. Nie były to miłe spotkania, szczególnie jak się spóźniałam co groziło mi dzisiaj. Najpierw jednak czekała mnie jeszcze jedna ważna rozmowa. Szłam powolnym
krokiem w stronę pokoju narad. Już z daleka słyszałam głos
kłócącej się Sakury i uspokajającego ją Shikamaru. Weszłam nie
pukając, rzuciłam kopertą na stół i zasiadłam na swoim miejscu.
Popatrzyłam po twarzach zebranych. Uniosłam brwi w wyczekiwaniu na
raporty. Pierwsza zaczęłam Sakura.
- U mnie spokój,
także nikt w tym miesiącu nie potrzebował wielkiej pomocy więc
lekarstw wystarczy.- kiwnęłam głową potwierdzając, że
zrozumiałam.
- Jakie to
upierdliwe. – westchnął czarnowłosy chłopak.- U mnie to samo,
nikt nie naruszył naszego terytorium. – Wysłuchałam jeszcze parę
raportów, rozdałam kasę na zakupy i kazałam rozejść się. Sama
za to skierowałam się na wyższe piętro, nieśmiało zapukałam.
Usłyszałam nakaz wejścia. W pokoju znajdowało się już parę
osób.
- Witamy
spóźnialską, zapraszamy.- powiedziała blondynka siedząca na
honorowym miejscu. Zajęłam szybko wolne miejsce. – To powiedź
Hinata jak w twoim regionie. – Opowiedziałam wszystko co
usłyszałam do moich podwładnych. Niestety to nie było
wystarczające i padło to pytanie. – A czy wszystko poszło
zgodnie z planem podczas dzisiejszej misji?
- No nie do końca.
- Jak to nie do
końca! – wrzasnęłam porywcza kobieta, skuliłam się.
- Kiba postrzelił
jakiegoś snoba.- wyznałam, oczekując najgorszego, jednak blondynka
nic nie powiedziała.
- Rozumiem, że
nikogo nie złapali. – przytaknęłam, nie chcąc zdradzać mojej
słabości w tamtej chwili. Narada minęła szybko i nareszcie mogłam
udać się mojego skromnego pokoju. Przechodziłam przez wielką hale
gdzie spały osoby które należały do mojego oddziału. Łóżka
oddzielały szare parawany, by chodź w taki sposób każdy miał
trochę prywatności. Zerkałam na boki sprawdzając czy wszyscy
śpią. Przystanęłam przy pustym łóżku Kiby, jednak ruszyłam
dalej nie szukając go, miałam do niego pełne zaufanie a po tym co
się stało rozumiałam że chciał być sam. Weszłam do malutkiego
pomieszczenia, które nazywałam swoim pokojem, tylko ja, Sakura i
Shika korzystaliśmy z tego przywileju jako najważniejsi w naszym
zespole. Co prawda ostatnio Temari często gościła w pokoju Shikamaru. Kto się czubi ten się lubi. Uśmiechnęłam się do swoich mysli. Zdjęłam spódnice, nie miałam siły nawet się do końca
przebierać. W pomieszczeniu było ciemno, na wyczucie znalazłam
łóżko. Wsunęłam się pod kołdrę i ku zdziwieniu natknęłam
się ciepłe ciało.
- Nagrzałem ci. –
powiedział Kiba ze śmiechem.
- Sama bym sobie
dała radę.- jednak wtuliłam się w przyjaciela. Przypomniałam
sobie dobre czasy gdy byliśmy mali i spaliśmy razem by się nie
bać. Brązowowłosy żartował, że potwory nie dadzą nas rady
razem pożreć więc sobie odpuszczą. Później gdy byliśmy
starsi, też często nocowaliśmy u siebie, by po prostu poczuć, że
jest ktoś kto ciebie kocha i zadba o ciebie. Przerwaliśmy ten
nawyk, gdy zostałam wezwana do starszyzny i stałam się dowódcą.
- Nie jesteś na
mnie zła za tą akcje?- zapytał chłopak.
- Nie jestem i
cieszę się, że tu jesteś. – powiedziałam zamykając oczy,
natychmiast zapadłam w sen.
Obudziłam się dość
późno, słońce już dawno było na niebie. Kiby nie było, ubrałam
się i wyszłam na hale. W grupkach bawiły się dzieciaki a
zezłoszczona Temari chodziła między nimi, krzycząc na niektórych.
Uśmiechnęłam się pod nosem, machnęłam do błagającej o
wybawienie przyjaciółki i uciekłam na dwór. Chodziłam jak zawsze
uliczkami sprawdzając jak radzą sobie pewne osoby. Weszłam do baru
mlecznego, poczułam piękny zapach pierogów, mój żołądek
upomniał się o siebie głośnym burknięciem. Rozejrzałam się czy
ktoś usłyszał ale na szczęście wszyscy byli zajęci rozmową.
Podeszłam do lady za którą stał Maikeru. Widząc mnie wszedł do
kuchni i po chwili wrócił niosąc porcję ruskich pierogów.
Podziękowałam mu, znaliśmy się od dawna, kiedyś uratowałam mu
cztery litery. Przeważnie tu jedliśmy dzięki rabatowi jaki
dostawaliśmy w podzięce za tamto. Nagle do mojego stolika podszedł
chłopak. Podniosłam wzrok i ujrzałam te same błękitne tęczówki
w otoczeniu blond kosmyków. Spuściłam spokojnie wzrok i
przełknęłam kęs, który miałam w ustach, blondyn chrząknął.
Szybkim ruchem poderwałam się i wybiegłam na zaplecze gdzie
znajdowało się tylne wyjście. Słyszałam nawoływanie Maikeru i
tupot butów goniącego mnie nieznajomego. Dziękowałam stwórcy, że
to nie pierwsza moja ucieczka i biegałam dość szybko. Skierowałam
się w stronę pobliskiego lasku, znałam go na pamięć i
wiedziałam, że mogę się tam spokojnie ukryć. Jedynym minusem
było to, że gdy wbiegłam w zarośla przestałam słyszeć tupot kroków
goniącej mnie osoby. Obejrzałam się w tył, nie widziałam go, pomyślałam że pewnie odpuścił, oparłam się o pień
najbliższego drzewa. Znikąd pojawił się, próbowałam uciec
lecz zagrodził mi drogę. Znalazłam się między jego ramionami,
bałam się spojrzeć w jego oczy.
- Puść mnie.
Proszę. – powiedziałam najsłodszym tonem na jaki było mnie w
tej chwili stać. Złapał moją dłoń i umieścił ją w swojej
przyciskając do pnia.
- Nie udawaj
idiotki. Popatrz na mnie! – krzyknął jednak ja uparcie patrzyłam
w dół. Wolną dłonią przekręcił moją twarz w swoją stronę. Niebieskie tęczówki rozszerzyły się w zdziwieniu. Westchnął. –
I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał opuszczając trochę z
tonu.
- Puścić.
–podsunełam z nadzieją. Jednak on pokręcił głową.
- Zepsuliście imprezę i
postrzeliliście mojego przyjaciela jakbym mógł cię teraz puścić?
- Myślisz że ja
miałam wybór? – zapytałam wpatrując się w jego oczy, jeszcze
nigdy nie widziałam takiego pięknego błękitu.
- Nie będę ci
współczuł bo nie masz domu, pewnie sama tego chciałaś, ćpasz i nie masz za grosz przyzwoitości. Każdy z was jest taki sam, nie ma wyjątków.
- Nie ćpam i nie
prosiłam się o to, pewne rzeczy się po prostu dzieją. A na pewno
nie żałuje tego wiec nie musisz mi współczuć. Nie zmienia to
jednak że na ulicy panują inne zasady, których taki snob jak ty
nie zrozumie. Twoim największym problemem jest pewnie gdy tatuś nie
da na setną bluzę Nike. Wybacz ale i tak nie macie dowodów, że to
my byliśmy a policja nie chce mieszać się w nasze interesy. Jesteście na straconej pozycji.
- Wybacz ale nie masz racji. Może co do jednego nie mamy dowodów, jednak myślę że to nie będzie problemem. Popatrz na siebie. Jesteś nic nie warta, ja bym nie pozwolił tak upaść sobie.
- Nie wierz i ty jak
będzie jutro. A teraz mnie puść albo oberwiesz jak wczoraj.
- Nie puszczę cię
wybij to sobie z głowy.
- Sam chciałeś. - Podniosłam kolana by walnąć go w krocze, jednak zablokował mnie. Nie mogłam się ruszyć.
- To jaki masz plan?
– zapytałam a on zamilknął. Matoł nie miał nawet planu.
- No, nie wiem ale
nie po to cię goniłem by teraz cię puścić wolno.
- Nie wierz z kim
zadarłeś.
- Wszyscy w filmach
tak mówią a później i tak lądują za kratami. – powiedział
uśmiechając się a ja miałam ochotę natychmiast zetrzeć go z jego twarzy, ale
w sumie to ładnie się uśmiechała, może gdyby nie ta sytuacja…
- Nie jesteśmy w
filmie a pewne osoby postaraja się bym została na wolności, za to
ty i twój przyjaciel będziecie mieli przechlapane. – kusiłam
dalej, blondym wyraźnie nie wiedział co zrobić. Nagle jakby coś
zaświeciło, z kieszeni wyjął telefon o jakim ja mogłam tylko
pomarzyć, wybrał numer.
- Sasuke – zaczął
radośnie – mam ją… co! Nie, nie Sakure…- Sakure a co ona ma
do tego? – Mam ta czarnowłosą, tą z wczoraj… tak, czekamy…
las za barem dziadka. – chłopak rozłączył się, teraz miałam
szansę dowiedzieć się czegoś o Sakurze, która jako jedyna nic o
sobie nie zdradzała.
- Znam pewną
Sakure.- powiedziałam on spojrzał w moje oczy a mi zaczął plątać
się język. – Jest w moim odziale.
- Wątpie byśmy
mówili o tej samej dziewczynie, ona nigdy nie wylądowałaby na
ulicy była za mądra.
- Czyli uważasz że
jestem głupia? – zapytałam nie dowierzając, jak on mógł tak
pomyśleć znając mnie pięć minut. – powiem ci coś ale nikomu
nie mów – stanęłam na palcach siegając jego ucha – mam
średnią pięć szęśdziesiąt i jestem laureatka nie jednego
konkursu. Chcieli bym była w reprezentacji naszego kraju na
wyjeździe ale nie zgodziłam się bo tu miałam zbyt ważne sprawy.
- Okradanie
niewinnych? – zapytał prychając, nie wierzył mi.
- Nie. –
powiedziałam spokojnie – Matka wyrzuciła do śmietnika
dwutygodniowe dziecko, szukałam małej lepszego domu. Wiem,że mi
nie wierzysz, jednak o tej sprawie było naprawdę głośno i pewnie
pamiętasz, że nikt nie wspomniał kto ani jak znalazł malucha.
- Masz racje nie
wierze ci.- wzruszyłam ramionami, powiedziałam całą prawdę.
Staliśmy nie odzywając się do siebie. W oddali widziałam już
czarnowłosego z ręką przytrzymywana przez bandaż.
- Znając moją Sakure to
pewnie o nią wam chodzi.- powiedziałam gdy jeszcze zrozumieć mógl
mnie tylko blondyn. Dobiegł do nas wreszcie ten kaleka i zaczął
nam się dziwnie przyglądać. Uniosłam brwi w niemym pytaniu, on
jakby się obudził, potrząsnął głową. – Więc jakie plany? -
zapytałam wyluzowana ten może nie wydawał się takim idiotą ale nie przerażał mnie.
- Zadam ci pare
pytań i w zależności od odpowiedzi albo cię wypuścimy albo
pójdziesz z nami.- Powiedział spokojnym wręcz oschłym tonem
nieznajomy.
- Pytaj, ale
uprzedzam na niektóre pytania i ja nie znam odpowiedzi.
- Kto był
zleceniodawcą? – byłam przygotowana na to pytanie.
- Nie znam, ja tylko
wykonuję, nie pytam, nie wolno, ale mogę ci zdradzić, że był
bardzo podobny do ciebie, czyżby jakaś rodzina? – zapytałam
węsząc ploteczkę, co jak co ale jestem tylko dziewczyną i lubię
pogaduchy z Ino przy małym piwku.
- Nie twoja sprawa.
Jakie było dokładne zlecenie? - zasmuciłam się i z plotki nici.
- Mieliśmy wyprosić
towarzystwo, a tak po za tym czemu mój przyjaciel strzelił, co?
- Zapytaj się go.
- Nie za bardzo
mogę.
- Czemu? –
zapytał, jednak na szczęście nie musiałam odpowiadać gdzyż
nasza uwagę zwrócił dotychczas milczący blondyn.
- Czemu uważasz, że
szukamy twojej Sakury? – zapytał smutnym tonem, czarnowłosy
wzdrygnął się i popatrzył na niebieskookiego, który patrzył się
w ziemię.
- Nie jestem pewna.-
zaczęłam mówić, nie było to fer wobec przyjaciółki, ale odkąd
rok temu Tsunade przedstawiłam mi ją, dziewczyna była smutna i
nieszczęśliwa, czasami tylko wrzeszczała na wszystkich. Jeśli oni
coś wiedza zrobiłabym wszystko by chodź przez chwilę na jej
twarzy pojawił się uśmiech. – Zakładam,że zaginęła rok temu.
– po ich minach zrozumiałam że zgadłam. – Ma niespotykanie
różowe włosy i wrzeszczy na każdego kto jej się sprzeciwi.
- Gdzie ona jest,
powiedz mi proszę, zrobię wszystko. - powiedział z tęsknotą czarnowłosy, ujrzałam też niebieskie tęczówki w których widziałam ból.
- Ale ja nie mogę a
co jeśli ona nie chce się z wami widzieć. Jej szczęście jest
ważniejsze niż wy.- Zauważyłam, że blondyn poluźnił węzy
które mnie trzymały, natychmiast wyrwałam dłoń i zaczęłam
uciekać. Słyszałam jak mnie wołają i biegną za mną, jednak nie
dałam im szans, po krótkiej pogoni zgubili mnie. Zaczynało
zmierzchać a do domu miałam kawał drogi, szłam spacerkiem
zastanawiając się nad dzisiejszymi wydarzeniami. Gdy doszłam do magazynu zastałam wszystkich już w środku.
Shikamaru powoli zaczynał sprawdzać listę by upewnić się, że
każdy wrócił ze swoich robot. Sama wprowadziłam to tak byliśmy
pewni, że nikt nie jest w potrzebie i musimy zareagować, w naszym
domu była zasada, że każdy melduje się tu o do dwudziestej
drugiej i dopiero wtedy starsi mogli wyjść a dzieciaki zostawały i
bawiły się już w środku. Wiele zmian weszło w życie gdy to ja
zostałam szefem tej bandy. Skierowałam się do pokoju Sakury
zapukałam, jednak nikt nie odpowiadał, zajrzałam do środka.
Sakura siedziała na
łóżku a po jej policzkach leciały łzy, w rękach trzymała ramkę
z jakimś zdjęciem. Weszłam do środka, dziewczyna podniosła wzrok
i kazała mi podejść, klepnęła pościel obok siebie. Usiadłam i
wzięłam ją w ramiona, ukryła przede mną ramkę bym nie widziała
kogo przedstawia. Nie pytałam trzymałam tylko trzęsące się ciało
jak najbliżej siebie by chodź przez chwilę nie czuła się sama.
Sakura uspokoiła się odrobinę, nagle w mojej dłoni poczułam
drewnianą ramkę, zerknęłam na zdjęcia. Nie spodziewałam się tego. Ona mi zaufała nie zamierzałam jej zawieść.
Od razu poznałam
chłopaków z lasu, nie wiedziałam jak ja pocieszyć. Była mocno
zżyta z nimi sądząc po szczególnie pierwszej fotce. Zastanawiało
mnie co musiało się stać że dziewczyna z dobrego domu znalazła
się na ulic i to w takim stanie. Gdy pierwszy raz ujrzałam
różowowłosą była wykończona, miała sińce pod oczami i była
ubrana w jakieś łachmany, których nawet my byśmy nie założyli.
Nieufna, zamknięta w sobie, tylko mi Tsunade pozwalała się
dotykać. Pewnego dnia gdy pomagałam jej w codziennej toalecie
ujrzałam jeszcze świeże blizny, nie zapytałam, nie musiałam
wiele osób, które znalazły się tu miały podobne pamiątki.
Stalową zasadą było, jeśli nie mówię sama, nie pytaj. Wtedy
założyłam, że któreś z jej rodziców piło albo ćpało i ją
biło, sama nie wytrzymywała a ulica wydawała się rajem. Jednak
teraz nie potrafiłam zrozumieć czemu mają takich przyjaciół,
kasę i zapewne kontakty w końcu trafiła tutaj.
- Pytaj. –
usłyszałam jej szloch.- Kto pyta nie błądzi.
- Kim jest ten
chłopak.- zapytałam o czarnowłosego.
- Mój były
chłopak, kochałam go, wiesz, tak naprawdę kochałam i go
zostawiłam. Sama. Wiem, że mnie szukał, ba nadal mnie szuka,
widziałam go dzisiaj ale bałam się podejść. Przecież widzisz
jak ja wyglądam. My zawsze śmialiśmy się z was a teraz jestem
tutaj becząca, zagubiona ja. On mnie przestanie kochać, a ja chce
wierzyć, że będzie mnie pamiętać do końca życia taką jaką
byłam. Rozumiesz? – Kiwnęłam głową. – Blondyn to mój
najlepszy przyjaciel, znamy się od maluchów. Byliśmy bogatymi
dupkami którzy nie znali cierpienia, nie wiedzieliśmy co to znaczy
żyć z dnia na dzień. To trwało krótko, mama znalazł nowego
bogatego i przystojnego narzeczonego, spodobałam mu się. Zmusił
mnie do tego. – Moja dłoń powędrowała automatycznie i zakryła
usta, oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. – Miałam wtedy
piętnaście lat i to był mój pierwszy raz. Powiedziałam mamie
lecz ona nic nie zrobiła, nikt nie mógł zaburzyć jej pięknego
obrazka szczęśliwej rodziny. Zakazała mi mówić o tym i pozwalała mu na to. Gdy był zestresowany, smutny, wesoły,
szczęśliwy wiałam w jego łóżku. – przerwała. Kołysałam ją
delikatnie w przód i tył.
- Cichutko, już nic
ci nie grozi. Jestem tutaj i nie pozwolę by coś ci się stało. –
mówiłam łagodnym tonem, nie chciałam jej przestraszyć, nie
mogłam dopuścić by znów zamknęła się w sobie.
- Dziękuje ci.-
usłyszałam głos dziewczyny. – Oprócz mamy nikomu o tym nie
powiedziałam, bałam się, wstydziłam. Uciekłam, nawet nie wiem
jak to zrobiłam z tego popołudnia nic nie pamiętam. Proszę cię
nie mów nikomu.
- Żartujesz sobie,
nigdy w życiu nie zdradziłabym takiej informacji nikomu, tylko ty
możesz to zrobić. – dziewczyna powoli uspokajała się, po chwili
poczułam, że zasnęła położyłam ją delikatnie na łóżku.
Miałam plan i musiałam wdrożyć go od razu w życie. Wybrałam
numer znajomego.
- Hej, dzwonię bo
masz szanse się odwdzięczyć za tamtą przysługę.- uśmiechnęłam
się bo wiedziałam, że teraz nie będzie mógł odmówić. – Tak,
potrzebne mi namiary, tylko jest problem nie znam ani imienia ani
nazwiska, w ogóle nic o nim nie wiem. To nie jest niemożliwe tylko
bardzo trudne. – powiedziałam słodkim tonem i zaczęłam
opowiadać co wiem o blondynie.
Stałam przed barem
jakich wiele w naszym skromnym miasteczku, słońce świeciło z całą
swoja mocą, nie myślałam że mój kolega tak szybko go znalazł.
Nie chciałam wierzyć jednak że taki snob jak on byłby tu, jednak
warto spróbować. Weszłam do środka, dzwoneczki przy drzwiach
wydały denerwujący dźwięk, wszystkie spojrzenia przeniosły się
na mnie. Paru napalonych typków gwizdnęło, rozejrzałam się, jednak jedna osoba nie
patrzyła w moja stronę. Smutny blondyn siedział podpierając się
na dłoni i patrzył za okno.
Usiadłam po drugiej
stronie stolika, dopiero teraz zauważył mnie, przewróciłam
oczami.
- Czego chcesz? –
zapytał smutnym tonem a ja ogłupiałam. Widziałam go tylko dwa
razy jednak zawsze na jego twarzy widniał serdeczny, szczery
uśmiech, zrobiło mi się niewyobrażalnie przykro i miałam ochotę
go jakoś pocieszyć.
- Co myślisz teraz
o Sakurze jak wiesz gdzie jest i co robi? – zapytałam delikatnie
nie chcą go zranić.
- Kocham ją jak
siostrę. Mam nadzieję, że wystarczy ci ta odpowiedź. –
Powiedział a mnie zaskoczyła miłość jaka wydobywała się z tego
zdania. Nigdy nie myliłam się, umiałam oszacować kiedy ktoś
kłamie dzięki temu zostałam szefem. Chłopak, który siedział
przede mną mówił prosto z serca, całą prawdę.
- A twój kolega? Co
myśli?
- Obaj
wskoczylibyśmy za nią w ogień, jednak on zrobił by to jeszcze z
uśmiechem bo może ja tak uszczęśliwić. Jak uciekłaś to on
nic nie powiedział tylko poszedł w stronę swojego domu, nie
odbiera telefonów i trochę się o niego martwię. Pewnie teraz beczy.
– na milisekundę na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. –
Gdy znikła przez miesiąc chodził jak trup, nie poznawałem go, był
nieobecny, czasem się bałem ze może coś sobie zrobić.
- Ona też.
- Co? Przecież
jeszcze nie jesteśmy pewni że twoja Sakura jest też naszą.
- Ale ja jestem
pewna. Widziałam dziś wasze zdjęcia. Tylko wy możecie jej w tej
chwili pomóc ja już zrobiłam co mogłam. Wiesz gdzie jest ten czarnowłosy?
- Sasuke? Tak
mieszka blisko ale o co chodzi?
- Wyjaśnię wam
obu, zbieraj się idziemy do naszego smutasa. – blondyn uśmiechnął
się, rzucił parę monet na stół nawet ich nie licząc, złapał
mnie za dłoń i wybiegliśmy z baru. Pędziliśmy przez uliczki, nie
wiem czemu ale śmiałam się niewyobrażalnie, blondyn chyba nie
miał mi tego za złe bo po chwili usłyszałam i jego śmiech. Nagle
zahamował a ja wpadłam na niego z impetem, poczułam jak moje policzki
robią się cieplejsze. Chłopak spojrzał na mnie i zmartwił się,
położył jedną dłoń na moim czole.
- Jesteś chora,
może powinnaś wrócić do domu i się położyć? – zapytał z
troską, pokręciłam głową.
- To pewnie przez
ten bieg. – wydukałam próbują zapanować nad własnym głosem.
- To wchodzimy. –
uśmiechnął się. – Ciekawe jak trzyma się nasz smutas.
Blondyn zapukał do
drzwi, nikt nie otwierał. Chłopak pokręcił głową, podszedł do
płotu i odchylił jedną deskę, przeszedł na druga stronę. Licząc
że wie co robi poszłam za nim.
- Ej mówiłeś, że
to ten Sasuke wyprawiał imprezę?
- Tak on.
- To czemu nie
poszliśmy do tamtego domu?
- Yyy, Sasuke ma
parę domów ale ten jest jego ulubionym. – Parę domów? Ja nawet
jednego nie mam, zasmuciły mnie te myśli, co mogła czuć Sakura
gdy ona straciła wszystko a jej przyjaciele tak żyli. Blondyn
rzucił kamieniem w okno na drugim piętrze. Po którymś razie, okno
otworzyło się z trzaskiem, a w nim pojawił się czarnowłosy.
- Przestań młotku!
Chcę być sam! – wrzeszczał, wyglądał okropnie. Wzdrygnęłam
się.
- Oj przestań
rozpaczać zobacz kogo przyprowadziłem. – powiedział mój
towarzysz pokazując na mnie. – Ona zna naszą Sakurę. – Chłopak
w oknie, nagle zniknął w środku, blondyn usiadł na trawie,
sekundę później czarnowłosy pojawił się przy nas.
- Gadaj. –
powiedział do mnie.
- Pierwsze ważne
pytanie. Co byś zrobił gdybyś spotkał Sakurę a ona mieszkała
naprawdę na ulicy.
- Szczerze?- zapytał
a ja kiwnęłam głową. – Przytulił bym ją, a później
nawrzeszczał że mi nic nie powiedziała. – Uśmiechnęłam się,
takiej odpowiedzi oczekiwałam.
- Czyli nie jest
ważne, że ona teraz nic nie ma?
- Ja ją naprawdę
kocham, nie ważne jest w co się ubiera czy ile ma domów, ważna
jest ona sama.
- Łał nie
wiedziałam że taki snob jak ty może coś takiego powiedzieć.
- Nie każdy bogacz
jest snobem.
- Może nie każdy.
A teraz zrób coś z sobą! Zabieram cię do niej. – Na jego twarzy
pojawił sie uśmiech a ja dopiero teraz zauważyłam jacy obaj są
przystojni. Gdy stali obok siebie nie umiała bym wybrać który jest
przystojniejszy. Jednak może niebieskooki, tak chyba on. Czarnowłosy
zniknął znów w domu a my przeszliśmy i stanęliśmy przed głównym
wejściem. Po chwili dołączył do nas i całą trójka ruszyliśmy
do magazynu.
Na szczęście w
magazynie nie było dużo ludzi, Sakura miała dzisiaj wartę w
biurze, pokazałam chłopakom by się nie oddalali ode mnie. Weszłam
piętro wyżej i zapukałam do drzwi. Usłyszałam jak różowo włosa
woła że mogę wejść. Uchyliłam drzwi i wepchnęłam
czarnowłosego do środka.
- Co ty tu robisz? –
powiedziała zdruzgotana Sakura. Nie chciałam ich podsłuchiwać pewnie maja
dużo do obgadania, pociągnęłam zaciekawionego rozmową blondyna,
wydał on sprzeciw ale zganiłam go wzrokiem. Poszedł on za mną ze
zbolałą miną, uśmiechnęłam się pod nosem. Zabrałam go do
swojego biura, wiedziałam że Sakura domyśli się że tu poszłam.
Kazałam blondynowi usiąść na fotelu a sama usiadłam przy biurku
i zaczęłam przeglądać raporty z misji.
- Kim ty tu jesteś?
– zapytał, spojrzałam na niego jednak on na mnie nie patrzył
tylko wodził wzrokiem po pustych ścianach.
- Mówiłam ci.
Jestem dowódcą, mam własny oddział…
- Jak w wojsku.
- No trochę.
Wybacz, że nie zaproponuje ci żadnej kawy ani nic takiego ale
właśnie mi się skończyła.
- Nie szkodzi. Nie
lubię kawy. Jak myślisz co oni teraz robią?
- Albo na siebie
wrzeszczą albo się kochają, nie chciałabym być tam ani w jednym
ani w drugim przypadku. – powiedziałam poważnym tonem, usłyszałam śmiech chłopaka.
- Znając ich to
pewnie masz rację. A Sakura też ma jakieś większe zadanie?
- Jest moją prawą
ręką, pomaga też gdy ktoś jest ranny albo chory, zajmuje się
maluchami. Długo mogłabym wymieniać.
Nagle drzwi
gwałtownie się otworzyły, stał w nich zdyszany Kiba. Przełknęłam
ślinę, mając nadzieję że blondyn nie rozpozna go.
- Jest misja. –
wydyszał szatyn, blondyn zerknął przez ramię sprawdzić kto
wszedł. Kiba chyba go poznał.
- Co on tu robi? –
powiedział z wyrzutami w moja stronę.
- Siedzę. –
odpowiedział z sarkazmem niebieskooki.
- Co to za misja? –
zapytałam chcąc przerwać ich „rozmowę”, od razu pożałowałam
gdy oba spojrzeli na mnie z mordem w oczach, zaśmiałam się
nerwowo. Niedobrze.
- Zwyczajna dostawa.
- To czemu lecisz z
tym do mnie, idź do Temari lub Shiki. – powiedziałam
zaintrygowana.
- Tym razem to musi
być ktoś starszy zresztą sama zobacz. – wręczył mi kartkę,
ostentacyjnie ignorując blondyna. Spojrzałam i zabrakło mi
powietrza, po co komu aż tyle tego gówna. Podniosłam wzrok,
napotykając niebieskie tęczówki, zapatrzyłam się w nich. Ktoś
chrząknął, potrząsnęłam głową i spojrzałam na Kibę.
- Ja za to nie chcę
odpowiadać, idź do starszyzny.
- Nie mogę, już
tam byłem. Po za tym uważają że to będzie idealna okazja by
odpracować ostatnią wtopę. – przeniósł wzrok na blondyna. –
Czyli wychodzi na to, że musimy to zrobić. – ukryłam głowę w
dłoniach. Nie chciałam się do tego dotykać, nienawidziłam
dragów. Nikt u mnie nie ćpał, gdy tylko dowiedziałam się o takim
incydencie osoba wylatywała na zbity pysk, nie miałam wtedy
litości, może dlatego że nie raz widziałam jak śmierć
przywłaszcza sobie za młode dusze. Starszyzna jednak była nie
ugięta, musiałam to zrobić. Kiwnęłam głową.
- Porozmawiamy o tym
później a na razie możesz iść, znajdę cię. – powiedziałam
do szatyna. Ten zmierzył jeszcze raz spojrzeniem blondyna i wyszedł.
- Co ty robisz! –
wrzasnął blondyn, gdy drzwi się zamknęły.
- Ciszej z łaski
swojej. – skarciłam go wiedząc że te ściany maja uszy.
- Po co się w to
pchasz. Myślałem, że jesteś jednak inna, ale chyba się myliłem.
- Czasami nie ma się
wyboru.
- Nie, zawsze jest
wybór. – chłopak wstał i oparł się o moje biurko, pochylając
się. Między nami było tylko parę milimetrów, czułam jego oddech
na swojej twarzy. Błękitne tęczówki zajmowały cały mój świat.
Zapomniałam gdzie jestem i co właśnie omawialiśmy, zapragnęłam
go pocałować. Rozchylił lekko wargi, jego spojrzenie stało się
inne. Odległość, która nas dzieliła była tak wielka a z drugiej
strony tak mała. Czułam pulsujące powietrze, które też chciało zniknąć. Słyszałam jak moje serce przyspieszyło. Przełknęłam ślinę. Blondyn pochylił się jeszcze bardziej, przymknęłam powieki. I wtedy drzwi to mojego biura znów stanęły
otworem, usłyszałam śmiech Sakury i czarnowłosego, blondyn
poderwał się do pionu i odsunął.
- Ups, Sasuke chyba
w czymś przeszkodziliśmy, też tak myślisz?
- Muszę się z tobą
zgodzić piękna. – Patrzyłam zafascynowana na uśmiechniętą
twarz dziewczyny. Nawet nie byłam w stanie zaprzeczyć. Dopiero głos
blondyna wyrwał mnie z zamyślenia.
- Sakura. –
powiedział z uśmiechem. – Jak ja się cieszę że cię widzę. –
wziął ją w ramiona.
- Puść bo mnie
udusisz. – powiedziała różowo włosa, śmiejąc się bez
opamiętania. Została wypuszczona z uścisku dopiero gdy wkroczył
Sasuke ze swoim wzrokiem który mógł zabić. Dziewczyna wtuliła
się w niego a on automatycznie ją objął, wydawał się przy tym
taki normalny, jakby robił to od zawsze i miał zamiar robić to do
końca świata.
- Jakie masz plany.
– usłyszałam słowa i dopiero uświadomiłam sobie że są moje.
- Chciałabym
zamieszkać z Sasuke. – powiedziała spuszczając delikatnie głowę
jakby się wstydząc.
- Ulica i tak nie
była miejscem dla ciebie. – uśmiechnęłam się do niej. – Ale
musisz obiecać że będziesz mnie odwiedzać. – zagroziłam.
Sakura pokiwała szybko głową jak dziecko i znów obdarzyła nas
swoim bajecznym uśmiechem. – Wy też możecie tu zaglądać. –
skierowałam swoje słowa do chłopaków. – A i przepraszam za to
wczoraj.
- Gdyby nie to, nie
znalazłbym jej, rana się zarośnie a ona zostanie. - Sakura
pocałowała go delikatnie w usta i szepnęła coś na ucho. – To
my chyba idziemy. – Kiwnęłam głową.
- Wy idźcie a ja
zostanę jeszcze chwilę. – usłyszeliśmy słowa blondyna. Sasuke
wyraźnie zdziwił się ale Sakura nie dała mu czasu na rozsianie
jego tezy, gdyż pociągnęła go do drzwi mrugając przy tym do
mnie.
- Wracając do
naszej rozmowy.- popatrzyłam mu w oczy, nadal miały ten wyraz,
którego nie rozumiałam. – Wykręć się, chyba to potrafisz.
- Mówię ci że się
nie da. A po za tym nie mów mi co ja mam robić, nie znasz mnie ani
mojego świata. Zajmij się swoim życiem, wróciła do was Sakura i
to ona powinna zajmować teraz twoją uwagę.
- Cieszę się, że
tu jest ale nie mogę patrzeć jak ktoś tak pieprzy swoje życie.
- To tylko jedna
dostawa jakich wiele w moim zawodzie. I musisz już iść.
- Nie muszę.
- Musisz! –
krzyknęłam, chłopak popatrzył na mnie ze smutkiem. – Proszę
idź. – powiedziałam ostatkiem sił, blondyn zniknął z mojego
gabinetu. Z moich oczy poleciały pierwsze prawdziwe łzy od tylu
lat.
Wsiadłam na swój
motor, Shino dopalał papierosa a Kiba pakował do końca towar.
Przeładowałam pistolet i strzeliłam do ściany. Shino pokręcił
głową.
- Spokojnie mała. –
powiedział, spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Wyciągnął
do mnie dłoń z paczką papierosów. Wyjęłam jednego i zapaliłam,
tego mi było teraz trzeba. Czułam się dziwnie, nie wiedziałam
czemu. Po chwili zrozumiałam, ja się po prostu bałam. Jak nigdy,
zawsze misje przyjmowałam ze spokojem i zimno kalkulowałam a przy
tej czułam się bezbronna. Zaciągnęłam się jeszcze raz, Kiba dał
znak że możemy wyruszać. Jechałam pierwsza, wymiana miała się
odbyć w opuszczonym o tej porze porcie. Miałam na sobie tylko
niebieską sukienkę. Nie zdążyłam się przygotować, od razu po
wyjściu blondyna do biura wpadł Kiba. Przeraził się jak mnie
zobaczył, podszedł i przytulił. Dziękowałam w duchu że jest
przy mnie. Jego bliskość dała mi siłę której teraz
potrzebowałam. Wytarłam swoje łzy.
- Musimy już iść.
- usłyszałam głos Kiby. Pokręciłam głową, nie przypominałam
sobie bym miała coś jeszcze dziś do roboty. Chłopak jakby
czytając mi w myślach wskazał na kartkę z misją. Serce zabiło
mi szybciej, zerknęłam na nią. Na białym tle czarnym tuszem ktoś
napisał dzisiejszą datę. Poczułam się słabo, chciałam uciec.
Zatrzymałam swój
motor. Zsiadłam, widziałam czarny samochód z którego właśnie
wysiadało dwóch mężczyzn. Usłyszałam jak gasną silniki motorów
moich przyjaciół. Stanęli po moich dwóch stronach. Jeden z
nieznajomych trzymał czarną walizkę. Wyciągnęłam delikatnie
pistolet i rozejrzałam się dookoła, nikogo nie zauważyłam. Shino
i Kiba zaczeli iść w stronę mężczyzn, ten z walizką także
zaczął iść. Spotkali się pośrodku. Facet dał nam walizkę a my
mu towar, wyglądało na to że wszystko jest w porządku. Shino
pokazał mi kciuk w górę a ja kiwnęłam głową. Chłopaki
odwrócili się i zaczęli iść w moja stronę. Wtedy mężczyzna
który stał przy samochodzie podniósł rękę. Nie słyszałam
wystrzału, zobaczyłam tylko błysk i rozszerzające się oczy
Shino. Podmuch wiatru przyniósł do mnie jego ostatni wydech. Upadł na lodowaty, brudny beton. Z mojego pistoletu wyleciały
dwa pociski, zimne, ziejące zemstą i nienawiścią. Oba trafiły
niosąc śmierć. Broń wypadła mi z rąk. Kiba ukucnął przy
naszym przyjacielu. Widziałam jak załamany wrzeszczy w niebo,
jednak nie słyszałam słów. Słyszałam tylko własne bicie
niespokojnego, przestraszonego serca. Nie mogłam tam podejść,
odwróciłam się i pobiegłam. Dopiero biegnąc słyszałam wycie
Kiby, który wołał mnie i Shino oraz co bardziej mnie przeraziło
słyszałam wycie syren policyjnych. Obok mnie przejechał samochód
z kogutem, odetchnęłam gdy się nie zatrzymał, drugi to
zrobił. Nie czekałam co się wydarzy, skręciłam w uliczkę. Nagle
potknęłam się i upadłam na ziemię. Poczułam pieczenie na
kolanach i dłoniach, poderwałam się do dalszej ucieczki. Nagle
ktoś złapał mnie w tali i przycisnął do siebie. Wcisnęłam
paznokcie w skórę trzymającego mnie i pociągnęłam. Zobaczyłam
czerwoną krew, krzyk dotarł do moich uszu i węzły puściły. Pobiegłam
dalej, osoba która mnie goniła zaklęła. Wbiegłam do lasu. Nie
daleko znajdowała się magazyn. Moja sukienka zaczepiła się o
krzak. Biegłam nie zważając na nic, potykałam się i upadałam,
jednak zawzięcie biegłam dalej. Wtedy stanęłam, rozejrzałam się
dookoła. Czarne drzewa dookoła nie zdradzały nic o sobie.
Spojrzałam w górę, na niebie widniał okrągły blady księżyc.
Upadłam na kolana i skuliłam się, z moich oczu popłynęły łzy. Moje myśli przelatywały przez moja głową z zawrotna prędkością. Czułam się taka samotna i nieszczęśliwa. Jak wtedy gdy pierwszy raz upadłam po wyjściu z drzwi mojego dawnego domu.
Nie wiem jak długo siedziałam tak, gdy usłyszałam że ktoś
przedziera się przez krzaki. Chciałam poderwać się do biegu ale
moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Zamknęłam oczy oczekując
nieznajomego. Nie otworzyłam oczu gdy poczułam że ktoś stoi na
polance. Nie otworzyłam oczu gdy poczułam że ta osoba podchodzi
powoli do mnie. Nie otworzyłam oczu gdy nieznajomy przykucnął
naprzeciw mnie. Nie otworzyłam oczy gdy męska dłoń podniosła
mój podbródek do góry. Nie otworzyłam oczu gdy poczułam słodki
smak jego ust na swoich. Pocałunek był delikatny, jakby ofiarodawca
bał się że zniknę. Poczułam zapach jego perfum, który zawrócił
mi w głowie już pierwszego razu gdy go poczułam. Podniosłam się
lekko napotykając swoimi wargami jego lekko uchylone. Pocałunek
stawał się coraz bardziej namiętny. Znalazłam się w jego
ramionach. Wplotłam swoje dłonie w jego blond włosy. Oderwałam
się od niego szybko oddychając. Otworzyłam swoje oczy i napotkałam
jego bajecznie niebieskie tęczówki. „Zabili Shino” wyszeptałam
z rozpaczą. Jego twarz rozmyła mi się, upadłam na ziemię i
widziałam już tylko czarny kolor.
Czułam zapach lasu
i jego, było mi zimno. Próbowałam unieść powieki. Poczułam że
siedzę i opieram się o jego tors. Moje oczy otworzyły się.
Rozejrzałam się dookoła i nagle przypomniał mi się obraz plamy
krwi z brzucha Shino i jego spojrzenie skierowane w moją stronę.
- Czy ja zawsze będę mysiał za tobą ganiać po jakiś lasach?- usłyszałam głos blondyna, obraz Shino zaczął się oddalać i blednąć a moje serce odzyskało własny rytm. Spojrzałam w górę. W jego oczach ujrzałam troskę o mnie. Nie mogłam tego znieść. Nie chciałam współczucia, nie chciałam troski, nie chciałam by on patrzył na mnie jak na nic nie wartą małą dziewczynkę. Nie byłam nią. Umiałam, się sama podnieść. Przypomniałam sobie jak pierwszy raz ujrzałam jego oczy. Jego słowa które mnie tak raniły. Kto dał mu prawo teraz mi współczuć. Zerwałam się na równe nogi. Chyba go zaskoczyłam.
- Wszyscy jesteśmy tacy sami. - powiedziałam, poszłam przed siebie, słyszałam jak mnie woła. Nie odwróciłam się. - Czyż nie tak mówiłeś?
- Musze wyjechać. - oznajmiłam wchodząc do gabinetu blondynki. Tsunade wyciągnęła rękę w której trzymała kopertę z moja przyszłością. Bez blondyna i współczucia.
- Zawsze możesz wrócić. - powiedziała, sięgnęłam po kopertę, jednak blondynka nie dała mi jej wziąć. - Naruto, tak ma na imię. - popatrzyłam na nią nie rozumiejąc. - Ten przed kim próbujesz uciec. - Skąd ona wiedziała. Jakby czytając mi w myślach usłyszałam - Ja wiem o wszystkim i wszystkich co przekraczają moje progi. Kiba czeka na ciebie w twoim pokoju, ale ty o tym wiesz. - kiwnęłam głową, blondynka wręczyła mi kopertę. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - Też mam nadzieję ale podobnież nadzieja matką głupich.
Teraz
Mam dziewiętnaście lat. Studiuję prawo. Moja przeszłość odeszła w cień. Tak przynajmniej mi się wydawało dopóki pewnej nocy nie obudziłam się z wrzaskiem. Nie pamiętałam co mi się śniło. Nie pamiętałam czego się bałam. Nie pamiętałam kim jestem. Pamiętałam tylko niebieskie oczy i słodki smak jego ust. Szkarłatny kolor krwi, poobdzierane ubrania, smak wolności. Minęły dwa lata, czy to sprawi że odnajdę siebie? Czy wracając można iść dalej? Czy marzenia mogą się spełniać? Przyjaciele... czy oni mnie pamiętają? Czy przyjmą, czy będą wypominać że się uciekło. Bez pożegnania, bez słonych łez, bez nawet jednego spojrzenia. Ucieczka nigdy nie jest dobra. Ucieczka równa się upadkowi. Nie ma i nie będzie taktycznych odwrotów. Ona nie istnieją, tak jak nikt nie istnieje bez krzty zła w sercu. Wstałam, profesor spojrzał na mnie z pytaniem w oczach. Odwróciłam się i wybiegłam z auli w której trwał wykład. Wsiadłam w pociąg. Za oknem przesuwały się leniwie widoki. Las zamieniał się w miasto by za chwilę przejść w piękne góry czy porywistą rzekę. Drzwi otworzyły się oznajmiając koniec podróży. Wysiadłam i od razu skierowałam się do starego magazynu. Rozglądałam się po mieście. Nic się nie zmieniło a jednak jest tak obce. Stanęłam przed budynkiem. Odnowili go, nie straszył już tak jak za dawnych lat. Z środka wybiegła dziewczynka z loczkowatymi włosami. Rzuciła się mi w ramiona. Nie mogłam zrozumieć co ona robi. Podniosła głowę i ujrzałam jej zapłakane oczy. Poznałam ją. Wydoroślała jednak nadal wygląda na drobną. Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Nagle w drzwiach pojawiła się postać której najbardziej się obawiałam. Kiba stanął zamurowany. Opuścił głowę, podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy i poszedł dalej. Puściłam dziewczynkę i poszłam za przyjacielem. Stanął przy nagrobku. " Shino" i nic więcej nawet nie było daty. Pustka, kolejna osoba przeszła do historii bez huku. Z moich oczu poleciały łzy, które płynęły tak często. Nie smakowały jednak goryczą jak zawsze. Czułam że z każdą chwilą staję się lżejsza. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam w brązowe tęczówki i wtuliłam się w ramię przyjaciela.
- Gdy cię zabrakło myślałem że umrę. W jednej sekundzie straciłem dwoje najlepszych przyjaciół. Nie chciałem sobie tego wybaczyć i wiesz co wtedy się stało? - pokręciłam przecząco głową. - Ujrzałem kogoś kto cierpiał o wiele bardziej ode mnie a jednak się nie poddawał. Nadal tu przychodzi, chodź Tsunade nadal nie chce nic mu powiedzieć. Nadal walczy chodź wydawało się że to nie wykonalne. - Ujrzałam jego uśmiech. - Teraz też pewnie jest w jej biurze.
Odsunęłam się o krok od niego. Spojrzałam na swoje dłonie. Zaznaczone były bliznami, które przez tyle lat nie wypłowiały.
- Ale przecież to nie jest jego świat. A ja nie umiem znaleźć się w jego. Te blizny zawsze będą na moich dłoniach, tak jak przeszłość w pamięci. - Pokazałam a pomnik.
- Ludzie się zmieniają a z nimi ich świat. Prawda Hinato Hyuga?
- Skąd wiesz?
- Twój kuzyn chodził ze mną do klasy.
- I przez tyle lat nic nie powiedziałeś? Znając moją przeszłość?
- Przeszłość nie jest ważna dla mnie. Ważne były twoje łzy których nie chciałem widzieć. - Wiat lekko zawiał niosąc zapach lasu. Spojrzałam w stronę magazynu, na stopniach siedziała mała dziewczynka patrząc przed siebie. Nie znałam jej. Z daleka widziałam jej poobdzierane ubranka i ten wyraz twarzy, taki martwy. Kiba nic nie powiedział gdy skierowałam swoje kroki w stronę budynku. Usiadłam obok malucha. Dziecko przeniosło spojrzenie na mnie. Jej oczy były puste. Nie widziałam w nich ani odrobiny życia. Pokazałam jej język i uśmiechnęłam się. Zamrugała i przekrzywiła głowę. Przewróciłam oczami i zrobiłam zeza. Dziecko wydawało się zaskoczone. Patrzyło na mnie z zainteresowaniem. Pokręciłam głową i zrobiłam sobie różki. Kąciki ust małej wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Wtedy zaczęłam ją łaskotać. Usłyszałam perłowy, najszczerszy na świecie śmiech. Zaczęłam także się śmiać. Po chwili i błaganiach małej, przerwałam moje małe tortury.
- Myślisz że ludzie potrafią się zmienić? - zapytałam.
- Jeśli tego chcą to wszystko jest możliwe. - odpowiedziała z powagą w głosie. Spojrzałam w dal na słońce które właśnie chowało się za horyzont. Niebo zabarwiło się na piękny fiolet z odrobiną pomarańczu i różu. Poleciała jej łza. Usłyszała jak dziewczynka wciąga powietrze niedowierzając.
- Nigdy nie należy tłumic uczuć. - wyszeptałam - Jeśli chcesz płakać, płacz. Jeśli to śmiech będzie wybawieniem to uśmiechnij się.
- Ale czemu?
- Żeby nie zwariować. - powiedziałam z powagą nadal patrząc w dal. Wtedy usłyszała głośny szloch i ciężar ciała malucha który przytulił się do mnie.
- Jak? Jak to zrobiłaś? - zapytał mnie ktoś stojący za mną. Dziewczynka oderwała się ode mnie i obejrzała się w tył. Ja nie musiałam się odwracać by wiedzieć kto to. - No mów!- krzyknął, a mała zlękła się i wtuliła we mnie.
- Nie wrzeszcz na mnie snobie. - powiedział spokojnie uparcie patrząc w dal. - Słonko czy mogłabyś zostawić nas samych? - zapytałam dziewczynkę, ta kiwnęła głową i zniknęła w budynku. - To nie jest trudne. - powiedziałam do osoby za mną. - Wystarczy podejść do osoby i spróbować ją zrozumieć.
- Ale ja próbowałem. Próbowałem na każdy możliwy sposób. Ona była taka pusta. - Usiadł obok mnie. Przekręciłam odrobinę głowę by nie zauważył z kim rozmawia. - Nie wierzyłem że komuś się to uda.
- Mam w końcu dwunastoletni staż. - powiedziałam lekko z uśmiechem.
- Nigdy nie widziałem cię tutaj.
- Właśnie wróciłam ale teraz zamierzam już tu zostać. - powiedziałam i odwróciłam się. Niebieski, kocham ten kolor. Tak jak kocham właściciela tych oczu.
Łał, brawo dla tych co czytają te zdanie. To znaczy że doczytaliście do końca i nie zasnęliście. Mam nadzieję że wam się podoba. :) Jeśli chcecie przeczytać o jakieś parce którą najbardziej lubicie napiszcie w komentarzu a ja postaram się coś wykombinować :D Przepraszam za opóźnienie :/