czwartek, 19 września 2013

Biały kruk - zapowiedź MinaKushi

   Chodzisz wśród popiołu - umarłych ludzi.
   Nie szukasz już szczęścia - po co się trudzić.
   Widzę cię teraz wyraźnie jak nigdy
   i nie wierzę.
   Nigdy nie uwierzę,
   że należysz do tego świata, jak ja.

IV w p.n.e.
inter arma silent Musae - w czasie wojny milczą Muzy. Cyceron.

Wiatr poniósł ostatnie jękniecie z bólu. Zapadła przerażająca, cisza na opustoszonym polu krwawej bitwy. Jednej z wielu w tej niekończącej się wojnie. Oddech śmierci unosił się jeszcze w powietrzu, prowadząc ostatnie zagubione dusze w jedyne sprawiedliwe miejsce. Czerwonowłosa dziewczyna z trudem uniosła się na zakrwawionych rękach, by spojrzeć na zimne twarze swych towarzyszy, uwiecznione na zawsze w niedowierzaniu i cierpieniu. Jej drobne i delikatne serce niosące stratę bolało bardziej niż pokaleczone ciało. Wstała na nie pewnych nogach. Kiedyś, dumna ze swej alabastrowej cery. Teraz, naznaczona bliznami. Krwisto czerwone, pełne usta, popękane i zeschnięte. Oczy w kolorze pochmurnego nieba, stały się przygaszone, bez iskierki życia. Przemierzając ziemię z goryczą odkrywała nowe okropieństwa. Wśród jednakowych zbroi, jednakowych ciał, dostrzegła. Twarz o rysach, które znała na pamięć. Twarz za którą gotowa była umrzeć. Nie było pomyłki. Leżał tam wśród bliskich sobie. Trupio blady, tylko jeszcze nie do końca zeschnięta krew mówiła, że był człowiekiem. Krok w przód i tył. Zawroty głowy nie pozwoliły ustać jej na nogach. Rozpuściła swe włosy, które ukryły jej twarz. Siadła na ziemi i czekała. Czekała na śmierć, która była jej pisana od urodzenia. Biały kruk kołował nad nią. On też czekał. Niecierpliwie opadł na ziemie. Krzyknął w jej stronę, swym niezrozumiałym językiem. Wskoczył na wyciągnięta dłoń dziewczyny. Dziobnął ją raz, do krwi. Syk dobiegł z ust czerwonowłosej. Nagle na niebo wypłynęła zorza. Krwisty czerwień, delikatny błękit, pełny fiolet, szczęśliwa żółć i dumna zieleń. Krew dziewczyny kapała na zimną ziemię, a na niebie rozpoczynało się przedstawienie. W jednej chwili, kolory zmieniły swój bieg. Dziewczyna krzyknęła przerażona. Dopełniła się przepowiednia.

Czarna noc zwiastująca nowy dzień i dwa białe kruki w dal odlatujące, by strzec.


 Od autorki :
Na razie krótki fragment z którego nic nie wynika :D Niedługo wstawię całość, ale musicie chwilkę poczekać, gdyż mam teraz na głowie mnóstwo nauki, a najbliższy wolny weekend ( jak mówi mój kalendarz) mam dopiero za miesiąc :P Na razie mam nadzieję, że spodoba wam się zapowiedź. Wasza wNika :)

środa, 7 sierpnia 2013

Porcelanowa laleczka SasuSaku

laleczka z saskiej porcelany

Czasem stajemy przed wyborem. Życie w bajkowym kłamstwie lub szara, boląca prawda. Nie ma wtedy dobrej decyzji, jest tylko zła i gorsza. Mnie też kiedyś postawili przed wyborem. Zgładź lub zostań zgładzonym. Nienawidź lub niech twoje słowo stanie się bezwartościowym śmieciem, rzuconym na wiatr. Zostaniesz sama bez oparcia, bez życzliwej duszy która schowa twoją miłość bezpiecznie w swym sercu. Decyzja na całe życie. Nieodwołalna i tak bezlitosna. Jednak nie uciekasz przed nią. Przesz przed siebie w nieznane, jak najdalej, jak najszybciej i próbując nie zaliczyć wielu upadków na twardą, martwą ziemię. Stojąc nad przepaścią i patrząc w dół nie wołasz o pomoc. Wołasz o śmierć. Nie pragniesz zrozumienia, nie pragniesz zbawienia. Chcesz znaleźć się między tymi białymi, puszystymi obłokami. Latać. Badać. Szukać. Znajdować. Być wolną.- Napisałam na ostatniej stronie pamiętnika. Sześćdziesięcioro kartkowy zeszyt spoczywał bezpiecznie w mojej dłoni. Wyciągnęłam zapalniczkę z kieszeni moich spodni. Rozbłysł złoto-pomarańczowy płomień. Po chwili popioły z zeszytu porwał wiatr, niosąc moja historię dalej w nieznane. Zamknęłam oczy kryjąc zieleń moich tęczówek. Czułam jak oddech nieba porusza mymi krótkimi różowymi włosami. Odwróciłam się i zrobiłam pierwszy krok, zostawiając za sobą miasto zwane Konohą. Potykając się dotarłam do pierwszego drzewa. Oparłam się o nie. Spod zamkniętych powiek poleciała łza. Płynęła swobodnie po bladej zmęczonej twarzy. Skapnęła na zieloną trawę w którą natychmiast wsiąkła. Zacisnęłam pięści i podniosłam głowę w górę. Z odwagą zaczęłam stawiać następne kroki by po chwili zniknąć w gęstwinie lasu. Szłam zastanawiając się czemu do tego doszło. Czy to ja zawiniłam, ponieważ kochałam. Czy to oni zawinili że nie zatrzymali katastrofy. Zanim on dotarł do mnie. Spojrzałam za siebie, przypominając sobie szary nagrobek ostatniej uczciwej osoby która mnie rozumiała. Nienawidziłam uczucia które we mnie płonęło. Nienawidziłam osoby która zgarnęła mnie dla siebie a później zostawiła na pastwę losu bym błądziła po omacku szukając szczęścia które było nie osiągalne. Szłam by spojrzeć w oczy osoby dla której kiedyś zrobiłabym wszystko. Tylko by wyznać całą prawdę. Nie chciałam by zareagował na moje słowa smutkiem czy złością, chciałam po prostu zginać z jego ręki. Rozpłynąć się ostatni raz w jego ramionach i pofrunąć do chmur. Patrząc w jego oschłe oczy umierać bez cienia zawahania. Spojrzałam na swoje dłonie zaznaczone bliznami, po ciężkich walkach które stoczyłam w ciągu tych dziesięciu lat. Naciągnęłam rękawiczki zakrywając moja przeszłość. Droga ciągnęła się w nieskończoność. Minęła noc, minął dzień, a ja szłam. Nie robiłam postojów. Nie chciałam przedłużać tego co nieuniknione. W końcu stanęłam na polance, uśmiech zawitał na mych ustach. Teraz wystarczyło wypowiedzieć parę słów. Moje nogi ugięły się i upadłam na kolana.
- Nie żyją.- wyszeptałam do osoby stojącej w cieniu drzew. - Wszyscy nie żyją. - Usłyszałam że biegnie w moją stronę. Czekałam na zimną stal która przetnie moje ciało. Jednak wybawienie nie następowało. Podniosłam wzrok, przed moją twarzą znajdował się czubek katany.
- Czemu się nie bronisz? - usłyszałam jego głos.
- A po co? - zapytałam, zagryzłam wargę. Poczułam metaliczny posmak krwi. Zacisnęłam pięści. Nie mogłam się poddać i zacząć płakać. Stojąc przed nim nie mogłam sobie na to pozwolić. Obiecałam mu to kiedyś. Chodź on o tej obietnicy nie wiedział to miałam zamiar dotrzymać ją choćby dla samej siebie. - Po co mam przedłużać swe nędzne życie? Po co mam się bronic przed nie uniknionym? 
- Nie poznaję cię.
- Wszyscy umarli razem z nim. Zostałam ja. Sama wśród żywych trupów. Proszę zabij i mnie. - moje włosy opadły zakrywając mi twarz przed jego wzrokiem. Poczułam że coś podnosi moją głowę do góry. Ujrzałam jego czarne oczy z których nie mogłam nigdy niczego wyczytać. I tym razem było tak samo. Wpatrywał się we mnie intensywnie a ja czekałam aż to się skończy.
- Nie zabiję cię. - powiedział spokojnie. Moje serce zabiło szybciej ze strachu.
- Błagam, zabij.- wyrzuciłam z siebie. To nie mogło się tak skończyć. Czemu i on musi być taki.
- Nie. - powiedział oschle podnosząc odrobinę głos.- To moje ostatnie słowo. A teraz odejdź, nie mam czasu na głupoty.- mój świat legł w gruzach. Patrzyłam jak oddala się, moje nogi działały same. Wstałam i pobiegłam w jego stronę. Zarzuciłam ramionami i opadłam na jego plecy, przytulając się do niego.
- Zabij. - wyszeptałam i osunęłam się na ziemię tracąc przytomność.

Z bólem uniosłam powieki i ujrzałam pokój oblany w czerni. Nie umiałam powiedzieć co się w nim znajduje, widziałam tylko zarys jakiejś szafy czy czegoś dużego i jakieś inne mniejsze meble. Podniosłam się i usiadłam na materacu łóżka na którym ktoś musiał mnie położyć. Wtedy coś w rogu pokoju poruszyło się. Spojrzałam zlękniona w tamta stronę. Ktoś zapalił światło, przymrużyłam oczy. Moje serce zaczęło bić szybciej. Przetarłam oczy.
- Ja śnię, prawda? - zapytałam osób które właśnie stały przede mną.- On mnie jednak zabił.- podsumowałam i uśmiechnęłam się.
- Nie mógł bym cię zabić. - powiedziała postać z czarnymi włosami. Zamarłam. Spojrzałam na swoje dłonie w rękawiczkach. Ściągnęłam jedną. Na dłoni nadal miałam blizny trwały symbol mojego istnienia. Zachłysnęłam się z oczy poleciały mi łzy. Opadłam na łóżko. Poczułam że ktoś mnie obejmuje. Ciepło rozpłynęło się po moim ciele docierając głębiej niż kto inny. Wtuliłam się ufnie i zasnęłam w ramionach osoby która miała nie żyć.

Biegnę, dookoła spoglądają na mnie czarne postacie martwych drzew. Przede mną pojawia się krawędź klifu. Spadam lecę w dół. Rozkładam białe skrzydła. Szybuje między obłokami. Podmuch wiatru rozwiewa moje myśli. Otwieram usta w niedowierzaniu. Ostatni ruch i upadek w dół. Podnoszę głowę. Widzę nagrobek. Szary anioł pochyła się w ukłonie przed największym bohaterem który stąpał po tej okrutnej bezlitosnej ziemi. Podchodzę bliżej. Ręka ściera kusz z tak znanego mi napisu...

Naruto Uzumaki
Oddał życie w walce o lepsze jutro.
 Pusta w środku. Wzgardzona przez los. Słaba jak jeszcze nigdy upadam na kolana. Dłonie chowają twarz. Z oczu płyną łzy...

Łapczywie chwytałam powietrze. To był sen czy rzeczywistość. To przeszłość czy przyszłość. Lekcja czy przestroga. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Przez okno do pokoju wlatywały słabe promienie słońca. Wstałam i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i znalazłam się na zewnątrz. Korytarz ciągnął się w prawo i lewo. Naprzeciwko znajdowały się następne drzwi. Zapukałam w nie. Uchyliły się a w nich ujrzałam blond czuprynę. Potrząsnęłam głową. Usłyszałam westchnienie. Spojrzałam w jego błękitne tęczówki.
- Ale przecież ty nie żyjesz. - wyszeptałam zrozpaczona. Poczułam jak mnie obejmuje. Wyrwałam się, chyba go zaskoczyłam tym. Po jego policzkach płynęły łzy. - Nie wierzę. Ja... - obróciłam się i chciałam pobiec ale coś mnie zatrzymało. Na moim nadgarstku zacisnęła się zimna dłoń. Spojrzałam na nią. Przeniosłam wzrok wyżej na sprawce. Jego czarne tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie. Próbowałam się wyrwać ale nie dałam rady. Opadłam na ziemię zmęczona i przytłoczona sytuacją.
- Nie myślałem że jesteś aż tak słaba. - usłyszałam zimny ton jego głosu. Zacisnęłam pięści, nie byłam słaba. Walczyłam co dnia. Walczyłam dla lepszego jutra które było co prawda tylko nieosiągalnym marzeniem. Nie byłam nigdy słaba i chciałam by to ujrzał. Z małą trudnością ale wstałam, wytarłam jedną samotną łzę która przemierzała mój policzek.
- Nigdy nie byłam słaba. - powiedziałam pewnie. Usłyszałam jak prychnął.
- Coś innego przed chwila widziałem. - Pięść powędrowała w stronę ściany. Budynek zatrząsł się a w ścianie pojawiła się wielka dziura. Patrzyłam ze złością na Sasuke. Ten tylko się głupio uśmiechał.
- To ty jesteś słaby.- widziałam jak zdziwiły go moje słowa.
- Niby czemu? - Naruto wciągnął głośno powietrze i zrobił krok w tył przeczuwając co się stanie.
- Popatrz prawdzie w oczy. Od zawsze uciekałeś od wszystkiego. Stałeś się marionetką bo tak było wygodniej. - Sasuke zacisnął pięści. - Nie jesteś nic wart. - powiedziałam pewna siebie i swojego osądu. Wtedy się zaczęło. W jego oczach zabłysnął Sharingan. Założyłam rękawiczkę którą wcześniej zdjęłam. Nagle między nami znalazł się blondwłosy przyjaciel.
- To nie czas na walkę. - powiedział głosem bez emocji. Przeraziłam się, opuściłam dłoń która była już w połowie ruchu. - Chodźcie za mną. - przeszedł obok mnie obojętnie i zniknął za załomem korytarza. Spojrzałam niepewnie w czarne oczy Sasuke. Ten tylko westchnął i ruszył za Naruto. Wiele sprzecznych emocji buzowało we mnie. Nie umiałam zrozumieć całej sytuacji. Moje nogi same podjęły wędrówkę. Nagle znalazłam się w dobrze oświetlonym pomieszczeniu zwanym kuchnią. Blondyn siedział przy stole opierając na nim złączone dłonie. Sasuke kręcił się przy lodówce czegoś szukając.
- Wiesz kiedy reszta wraca? - zapytał Natuto, czarnowłosy pokręcił głową.
- Powinni wrócić za tydzień ale nigdy nic nie wiadomo. - Naruto zapatrzył się w przestrzeń.
- Co tu się wyprawia? - zapytałam cicho lecz oni chyba mnie nie słyszeli. Sasuke trzymając kubek z jakimś napojem usiadł na krześle w kącie i zapatrzył się w widoki za oknem. Stałam tam i czułam się taka obca. - CO TU DO CHOLERY SIĘ DZIEJE! - wrzasnęłam uderzając przy tym w stół który zatrzeszczał i rozpadł się na dwie części. Naruto popatrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. Zamrugał i zdziwił się jakby dopiero co mnie zauważył. Sasuke upił łyk z kubka, dalej patrzył w dal. Poczułam że do oczu napływają mi łzy. Nie chciałam tego, nie chciałam dalej płakać. Przyszłam tu by zaznać śmierci a odnajduje przyjaciela który został uznany za zmarłego. Wybiegłam z pomieszczenia. Biegłam nie wiedząc dokąd zmierzam. Usłyszał że ktoś mnie woła, nie zatrzymałam się. Nagle poczułam że silne ramiona obejmują mnie w tali i przyciskają do umięśnionego torsu. Opadłam z sił. Osunęłabym się na ziemie gdyby nie osoba która nadal nie wypuszczała mnie z objęć.
- Wysłuchaj go. - powiedział lodowaty ton. Pokręciłam głową, nie chciałam.
- Przyszłam tu by to skończyć. Jeśli nie chcesz mi pomóc to trudno ale przynajmniej mi nie przeszkadzaj. - powiedziałam i próbowałam się wyrwać jednak nie dałam rady.
- Ja nie mogłem tam wrócić. - usłyszałam załamany głos. - Widziałem ich codzienne cierpienie. Widziałem jak się zmieniali. Widziałem wędrówki w stronę cmentarza. Widziałem ich łzy. Twoje też widziałem, cierpiałem. Podczas tej ostatniej misji spotkałem Sasuke. Poprosiłem go o to co ty dziś. - zamurowało mnie. Patrzyłam w dal, w ciemny korytarz który jeszcze niedawno chciałam wbiec. Myślałam nad słowami blondyna. - Lecz ten debil się nie zgodził. Zaproponował bym się do niego dołączył. Nie zastanawiałem się tylko poszedłem za nim. On też się zmienił, wiesz? - poczułam że się trzęsę ale nic na to nie mogłam zrobić. Zamknęłam oczy, poczułam że moje nogi odrywają się od podłogi. Wtuliłam się w Sasuke. Po chwili znalazłam się na jakimś łóżku. Otworzyłam oczy, usłyszałam zatrzaskujące się drzwi i cichą rozmowę moich znajomych. Wytarłam łzy które wypłynęły z moich oczu. Usiadłam na łóżku, wtedy drzwi do mojego pokoju stanęły otworem a w nich pojawił się blondyn. Ukucnął przy mnie i popatrzył w oczy.
- Nie chciałem cię opuszczać. Nienawidzę się za to. - wyszeptał lecz te słowa do mnie nie chciały dotrzeć. Jak on może coś takiego mówić. Jak może po tym wszystkim tak swobodnie o tym mówić.
- Nie tylko mnie zostawiłeś. Wiesz Hinata bardzo cierpiała. - Spuścił wzrok. - Nie tylko ona. Myślisz że widziałeś jak oni cierpieli? Gówno widziałeś. Gdy ciebie zabrakło stali się trupami. A ja nic nie mogłam zrobić nawet będąc tą pieprzoną Hokage. Nic, słyszysz nic! Oni umierali na moich oczach. Ja też siebie znienawidziłam ale przez to że nie dałam sobie rady. Jednak byłam przy nich. Słuchałam ich szlochów. Zawsze byłam gdy mnie potrzebowali.
- To czemu i ty ich opuściłaś? - usłyszałam smutne pytanie.
- Bo straciłam w ich oczach.

Stoję nad grobem przyjaciela, ktoś podchodzi, przytulam się do niego, szukając zrozumienia i tego ciepła.
Siedzę za biurkiem, widzę jego zielone tęczówki.
Kuchni, ramiona oplatają moją talię. Usta całują moją szyję.
Sypialnia, nasze ciała splecione w namiętnym tańcu.
Biuro, zaciśnięte powieki i niedowierzanie, wrzaski, jest coraz bliżej. Czemu? Pytanie na które nie mogę znaleźć odpowiedzi. Widzę jego zielone oczy a w nich tylko nienawiść. Podnoszę rękę do ataku jednak ta opada bezwładnie. Palce dotykają moich ust a spod powiek wypływają pierwsze łzy. Nie mogę go skrzywdzić. Przecież ja go kocham.

- Pokochałam potwora który zniszczył ich życie do końca. Te spojrzenia i wyrzuty sumienia. Nie potrafię tak żyć. - Poczułam jak Naruto przytula się do mnie. Z mojej piersi wyrwał się szloch. Chłopak delikatnie głaskał mnie po włosach a ja wypłakiwałam się w jego koszulkę. Nie czułam się tak dobrze już od dawna.
Nazajutrz obudziłam się i nie dowierzałam w swoje szczęście. Zerwałam się szybko z łóżka i pognałam do kuchni. O parapet opierał się Sasuke.
- Witam naszą małą beksę. - powiedział.
- Witam naszego tchórza. - uśmiechnęłam się i podeszłam do lodówki. Otworzyłam drzwiczki gdy nagle znów ktoś je zamknął. Popatrzyłam ze złością na sprawce który stał obok z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- I to jest niepodważalny dowód na to że cofasz się w rozwoju. - odparłam spokojnie i otworzyłam lodówkę, wyjęłam z jej masło i jakąś szynkę, którą po namyśle wyrzuciłam.
- Ej co ty robisz?- usłyszałam głos zbulwersowanego Sasuke.
- Była zielona.
- Nie prawda.
- Prawda. - szybko zrobiłam kanapki i usiadłam przy stole.
- Słyszałem wczoraj jak opowiadałaś historię Naruto. - zachłysnęłam się i zaczęłam kasłać. - Nie myślałem że będziesz miałaś kogoś.
- Wybacz ale nie jesteś pępkiem świata. To co kiedyś do ciebie czułam było tylko dziecięcym zauroczeniem. - wzruszyłam ramionami. Wstałam od stołu chciałam wyjść lecz nasunęło mi się jeszcze jedno. - Kochałam cię tak długo. -powiedziałam i wyszłam zostawiając go z niedopitą kawą.
Minął tydzień. Leżałam na polance niedaleko naszej kryjówki patrząc na nocne niebo. W dłoni ściskałam jedyna pamiątkę jaka została mi po życiu w Konoha. Nie umiałam zapomnieć. Radzili mi bym odpuściła, nie wracała lecz ja wiem że i oni czasem nad tym myślą. Też tęsknią, ukrywają to przed sobą ale tęsknią. Zerwałam się na równe nogi i pognałam w tylko sobie znaną stronę. Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę i przeskoczyłam na drugą stronę muru. Rozejrzałam się czy nikt mnie nie widział. Wioska na szczęście spała. Powolnym tempem skierowałam się w stronę najważniejszego budynku. Czułam się nieswojo w tym miejscy. Zerknęłam na kamienną twarz mojej mentorki a zarazem osoby którą kochałam jak matkę. Ona pewnie nie pochwalałaby tego co teraz robię. Jednak i ona mnie opuściła. W oknie biura świeciło się światło. Nagle pojawił się w nim zarys drobnej postaci. Mając nadzieję że się nie mylę, ruszyłam do jej biura. Stałam przed drzwiami bojąc się zapukać. Serce biło mi niemiłosiernie szybko. Podniosłam dłoń gdy nagle drzwi stanęły otworem a w nich pojawiła się postać której się nie spodziewałam.
- Ty idiotko co ty tu robisz? - wyszeptał ze złością zatrzaskując drzwi. - Większość osób zabiłaby cię gdyby cię ujrzała.
- Sasuke... - wyszeptałam zdruzgotana, przetarłam oczy. Nadal tam stał. Nieźle wkurzony Sasuke. Nagle coś do mnie dotarło. - Zaraz a niby co ty tu robisz?
- Nie twoja sprawa. - odbił piłeczkę.
- A właśnie że moja. - westchnął, złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia.
- Puść mnie. - wysyczałam w jego stronę.
- Nie.
- Niby czemu nie chcesz bym umarła. Kiedyś nie zastanawiałbyś się ani chwili! - wykrzyknęłam. Zatrzymał się. Nagle znalazłam się przed nim. Ściskał mnie za ramiona i delikatnie pochylał patrząc mi w oczy.
- Bo kiedyś byłem zaślepionym tchórzem. Bałem się spojrzeć w przyszłość. Nienawiść która kierowała mną była z jednej strony wybawieniem a z drugiej największym upadkiem. Nie rozumiałem tego. Byłem młody i głupi.
- Nadal jesteś głupi. - wyszeptałam lecz on zignorował moje słowa.
- Gdy zobaczyłem cię wtedy na tej polanie, nie rozumiałem co się ze mną dzieje, chciałem... - wtedy zawyła syrena alarmująca o niebezpieczeństwie. Sasuke spojrzał na mnie ze strachem. Uśmiechnęłam się, nagle moje nogi straciły grunt a ja poczułam że lecę. Znajdowałam się w objęciach czarnowłosego.
- Zostaw mnie! - krzyczałam do niego.
- Nigdy w życiu! - usłyszałam odpowiedź i ujrzałam jego tryumfalny uśmiech. Serce zabiło mi szybciej, obejrzałam się w tył. Za nami powoli znikała Konoha. Słońce właśnie wschodziło gdy stanęliśmy przed naszą kryjówką. Sasuke postawił mnie na ziemi, spuściłam głowę nie chcąc patrzeć w jego zimne, czarne oczy.
- Twoja śmierć nic nie zmieni w Konoha a za to przyczyni się do smutku następnych osób. - Nie patrząc na niego skierowałam się do swojego pokoju. Nie mogłam spać, kręciłam się w łóżku myśląc nad sensem swojego życia i słowami przyjaciela. Miał rację ja niczego nie zmienię lecz jest osoba która może to zrobić. Szybko pobiegłam do kuchni gdzie napotkałam Naruto.
- Jakie było twoje marzenie? - zapytałam z nadzieją. On popatrzył na mnie ze smutkiem.
- Marzenia się nie spełniają.
- Jakie było twoje największe marzenie? Ja je pamiętam, pamiętam jak się z ciebie śmieli a ty dalej gnałeś w jego stronę. To ty zmieniłeś nas wszystkich. To ty sprawiłeś że uwierzyliśmy w siebie i swoją moc. Zawsze trzymaliśmy się razem ale to ty byłeś tym który nas naprawdę łączył. Bez ciebie rozpadliśmy się. Zapomnieliśmy co jest naprawdę ważne. Proszę cię, - upadłam na kolana, spuściłam głowę. - błagam cię pomóż im znów uwierzyć w siebie. - oczekiwałam aż coś powie lecz on milczał.
- Naruto. - usłyszałam męski głos - Ja też uważam że nadszedł już czas byś tam wrócił. - Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę wejścia gdzie stał Sasuke. Uśmiechnęłam się do niego. Naruto przenosił wzrok ze mnie na czarnowłosego. Nagle poderwał się ze swoim sławnym uśmiechem którego mi tak brakowało.
- Macie rację, co ja w ogóle sobie wyobrażałem. Dzięki Saske za pomoc ale teraz muszę poradzić sobie sam. - Wybiegł z kuchni. Zaczęłam się śmiać. Czułam się jakby z mego serca spadł wielki ciężar. Sasuke patrzył na mnie jak na idiotkę ale i mu w końcu udzielił się mój śmiech. Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Moje serce zabiło szybciej na ten widok, poczułam jak policzki robią mi się czerwone. Przestałam się śmiać.
- Wiesz, chciałabym się dowiedzieć co miałeś zamiar powiedzieć mi w Konoha. - Z twarzy czarnowłosego zniknął uśmiech, podszedł do mnie i uklęknął obok. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć lecz zaraz je zamknął. Zamyślił się, czekałam cierpliwie. Westchnął, ruchem ręki odgarnął mi włosy wkładając je za ucho.
- Wiesz jak zrozumiałem jakim jestem dupkiem, często śledziłem was na misjach. Przeważnie Naruto lecz pewnego razu byliście razem. Gdy cię ujrzałem, nigdy czegoś takiego nie czułem, nie rozumiałem tego. Nie umiałem zapomnieć o tobie. Chodziłem na każda misję z tobą, stawałaś się coraz silniejsza i... i piękniejsza. Wtedy jak wysłałaś list nie umiałem przejść obok niego obojętnie, już wtedy byłaś wszystkim. Na polanie chciałem porwać cię w ramiona i zabrać jak najdalej od tego wszystkiego. Myślałem że oszaleje jak dowiedziałem się o twoim planie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, wybacz. - wstał, i odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia. Złapałam go za nadgarstek i zatrzymałam. Poczułam jak z oczu lecą mi łzy. Spojrzał na mnie, przeraził się. Wstałam powoli, niezgrabnie, czułam jakbym miała nogi z waty. Czułam jego intensywne spojrzenie na sobie. Podniosłam rękę i uderzyłam go w policzek. Jego głowa odskoczyła i pojawił się czerwony ślad. A potem, wtuliłam się w niego. Poczułam jak obejmuje mnie w tali i kładzie brodę na czubku mojej głowy. Nie wiem ile tak staliśmy. Dopiero wbiegający Naruto sprawił że odskoczyłam od chłopaka. Wytarłam szybko łzy i uśmiechnęłam się do blondyna który stał z głupią miną. Potrząsnął głową.
- Sasuke a jak tam po za tym twoja misja u Hinaty? Udało się? - czarnowłosy kiwnął głową, nie spuszczał ze mnie wzroku. - To super! Nie mogę się doczekać aż ją zobaczę.
- To może leć już. Nie ma co tego odkładać. - powiedziałam.
- Masz rację Sakurka, to idziemy! - wykrzyknął szczęśliwy jednak ja właśnie coś zrozumiałam, popatrzyłam smutno na niego nie wiedząc jak mu o tym powiedzieć.
- Ona nie może tam iść. - usłyszeliśmy głos Sasuke. - Ludzie w wiosce jej nienawidzą.- Naruto spuścił głowę smutny. Zrobiło mi się go żal.
- Pójdę tam. - powiedziałam pewna siebie.
- Nigdzie nie pójdziesz! - wrzasnął Sasuke, odwrócił mnie tak bym spojrzała mu w oczy. - Nie puszcze cię tam. Rozumiesz?
- On ma rację. Zostaniesz tu. - usłyszałam wypowiedź blondyna. - A ty Sasuke masz jej pilnować! A niech się dowiem że spadł jej jeden włos z głowy! - I tyle go widzieliśmy. Patrzyłam w czarne oczy Sasuke zapominając o całym świecie. Moje serce wariowało a w brzuchu pojawiły się dawno zaginione motyle. Był tak blisko. Delikatnie przejechał opuszkami palców po moim policzku.
- Jesteś taka delikatna. - powiedział jakby do siebie. Przejechałam językiem po zeschniętych wargach. On zauważył ten ruch, patrzył się na moje usta. Nagle poczułam jego wargi na swoich. Westchnęłam cicho i oddałam pocałunek. Przymknęłam powieki. Pocałunki były delikatne ale tak wyraźne. Gdy odsunął się kawałek poczułam że brakuje mi tlenu. Ujrzałam jego zadziorny uśmiech. Nie umiałam się opanować. Stanęłam na palcach by znów posmakować jego ust. Zarzuciłam ręce na jego szyję. Jedna z jego rąk znalazła się na moim karku a druga na tali przyciągając mnie bliżej do niego. Mogłabym stać tak wieczność. Wtedy usłyszałam odgłos upadku i dwa głośne śmiechy. Spojrzałam w stronę drzwi. W nich ujrzałam dwóch chłopaków, pomarańczowowłosego i białowłosego. Patrzyli oni na podłogę gdzie zwijała się czerwonowłosa dziewczyna.
- Co ty robisz Karin? - zapytał Sasuke, obejmując mnie od tyłu w tali.
- Nie było nas dwa tygodnie a tu takie zmiany. - powiedział śmiejący się chłopak. Sasuke zmierzył go wzrokiem. Czerwonowłosa podniosła się z podłogi i otrzepała kurz ze swojego skąpego stroju. Spojrzała na mnie z nienawiścią.
- Odwal się od mojego Sasuke! - wykrzyczała wściekła. Poczułam jak czarnowłosy się napiął. Poczułam że wzrasta we mnie złość. Udałam że się zastanawiam.
- Po pierwsze chciałabym zauważyć że to on teraz mnie obejmuje. A po drugie nigdy w życiu, dziwko. - Sasuke najwyraźniej zdziwiły moje słowa tak jak resztę. Białowłosy otworzył usta. - Uważaj bo ci tam mucha wleci. - powiedziałam z uśmiechem. Wyplątałam się z objęć czarnowłosego. Gdy przechodziłam obok czerwonowłosej, widziałam jak zaciska pięść. Zaatakowała lecz ja byłam szybsza. Złapałam jej nadgarstek nie pozwalając na dokończenie ruchu. Pokręciłam głową i wyszłam z kuchni. Udałam się na polankę na której ostatnio polubiłam spędzać czas. Położyłam się na trawie i zapatrzyłam w chmury. Kiedyś Shikamaru zdradził mi jak je poprawnie oglądać. Nie jest to takie całkiem proste, trzeba mieć otwarte oczy i serce. Przed oczami pojawili mi się przyjaciele których tak bardzo mi brakowało. Hinata, Shika, Ino, Kiba i cała reszta. Zastanawiałam się czy Naruto da sobie radę. Wierzyłam w niego lecz niepewność nadal buszowała we mnie. Poczułam że ktoś wszedł na polankę.
- Myślisz o nim. - Spojrzałam w stronę z której nadchodził głos i ujrzałam czarnowłosego, który szedł powoli w moją stronę. Położył się obok mnie.
- Trochę. Wierzę w niego ale...
- Da sobie radę w końcu to Naruto. - te słowa postawiły mnie na duchu. Pochwyciłam jego spojrzenie. - Nie przejmuj się się słowami Karin.
- To ta czerwonowłosa. - kiwnął głową. - Spoko nawet bardzo jej nie słuchałam.
- To dobrze. - Oparłam się na łokciu i spojrzałam na niego z góry.
- A może liczyłeś że chodź trochę będę zazdrosna o nią, co? - usłyszałam jego szczery śmiech. Nagle popchnął mnie na plecy a sam oparł się na rękach tak że znalazłam się między nimi, bez drogi ucieczki. Pochylił się i skradł mi całusa. Uśmiechnął się z wyższością. Pokazałam mu język i zaczęłam się śmiać. Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Zagryzłam wargę i... i zaczęłam go łaskotać. Teraz ja siedziałam na nim a on zwijał się ze śmiechu.
- Zostaw go ty wariatko! - usłyszeliśmy piszczący głos czerwonowłosej która zmierzała w naszą stronę. Zeszłam szybko z czarnowłosego i wstałam on stanął obok mnie. Karin zmierzała prosto na mnie. Popchnęła mnie a ja się zachwiałam i na pewno bym upadła gdyby nie Sasuke który mnie złapał w porę. Spojrzałam na jego twarz która wyrażała wściekłość jakiej jeszcze u niego nie widziałam.
- Co ty sobie wyobrażasz? -wrzasnął na nią.
- Sasuke, kochanie, - zaczęła lamentować dziewczyna. - przecież się kochamy. Czemu? Ja ci wybaczę tą zdradę tylko wróć do mnie.
- Co ty pieprzysz?! Ja ciebie kochać? Nigdy! - zrobiło mi się jej trochę szkoda. Położyłam dłoń na ramieniu chłopaka. Spojrzał na mnie a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Idę do swojego pokoju. - Minęłam beczącą "piękność" i udałam się do kryjówki. Gdy się tam znalazłam naszły mnie czarne scenariusze. Widziałam walczącego Naruto. Krwawiącą Ino. Zwłoki moich przyjaciół. Dym i szczątki wioski. Położyłam się na swoim łóżku z zamiarem krótkiej drzemki ale sen nie chciał przyjść za to moja wyobraźnia podsuwała coraz to gorsze obrazy. Przewracałam się z jednej strony na drugą w końcu zrezygnowałam i udałam się do kuchni. Przy stole siedział białowłosy i jego towarzysz.
- My się chyba jeszcze nie znamy.- powiedział białas - Suigetsu.
- Sakura.
- Ja jestem Jugo. - powiedział pomarańczowowłosy. 
- Miło was poznać.
- To nam miło poznać w końcu osobę która podbiła serce z lodu. - powiedział Suigetsu. - To wielki wyczyn, wiesz o tym? - zaprzeczyłam - To już wiesz. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Przypominał mi trochę Naruto. Nalałam w szklankę wody i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie i zapatrzyłam się w dal. Drzwi do mojego pokoju uchyliły się i do środka wślizgnął się czarnowłosy. Podszedł do mnie i objął. Zamknęłam oczy i na oślep znalazłam jego usta.
Minął miesiąc. Przez ten cały czas nie dostaliśmy żadnych informacji od narwanego blondyna. Okropnie się o niego bałam, nie zwierzałam się z moich obaw Sasuke ale wydawało mi się że on je dobrze zna. Nie raz budził mnie w nocy wyrywając z koszmarów. Czułam się przy nim bezpieczna. Drużyna z czerwonowłosa znów wyruszyła na misję zostawiając nas z Sasuke samych. Bardzo polubiłam Suigetsu i Jugo, nie raz siedzieliśmy razem przy sake wygłupiając się. 
Leżałam właśnie z głową na kolanach czarnowłosego który bawił się moimi krótkimi różowymi włosami.
- Kocham twoje włosy. - wyszeptał i pochylił się złożyć pocałunek na moim czole. Wtedy naszą sielankę przerwało nawoływanie z dworu. Zerwałam się nerwowo, czarnowłosy nakazał mi zostać tutaj a sam zniknął za drzwiami. Nigdy nie była skłonna słuchać jego nakazów więc szybko wyszłam za nim. Moje tęczówki dostrzegły odział ANBU. Serce zabiło szybciej. Sasuke czytał jakiś zwój, zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Ty to się nie zmienisz, co nie? - pokręciłam głową. - To nawet dobrze, chodź, przeczytaj coś. - Podeszłam do niego i odebrałam zwój. 

Kochani,
udało się!!! Nie wiecie jak się cieszę. Było ciężko nakłonić ich by uwierzyli, że nie jestem duchem. Szczególnie Hinate, która widząc mnie od razu mdlała. Zastanawiam się, czy nie jest chora. Nawet teraz siedzi obok cała czerwona. Ludzie znów się uśmiechają, co lepsze wyprawiamy w tym miesiącu festiwal. Pragnąłbym znów was zobaczyć. Sakura oni zrozumieli a twój dom nadal czeka tu na ciebie. Nie będę ciebie namawiać ale wiedź że wszyscy za tobą tęsknią. Ino nie raz nachodziła mnie bym wysłał ANBU za tobą. Ona jest straszna jak się wścieka. Na razie nikt nie wie gdzie się ukrywasz. I tak zostanie.
Was szanowny Hokage, Naruto.

Poczułam jak po policzku spływają mi słone łzy.
- Matoł. - mruknął Sasuke i objął mnie. Widziałam szok który przeżyli posłańcy widząc nas razem.
- Sasuke, ja chcę wrócić.
- Wiem.
- Proszę...
- Nie musisz kończyć. Jeśli to sprawi że będziesz szczęśliwa to wskoczę za tobą w ogień.
- Dziękuje. - wyszeptałam.
Tydzień później przekraczaliśmy całą piątką progi Konohy. Bałam się, jednak gdy obok był Sasuke wiedziałam że nic złego nie może mnie spotkać. Nasi towarzysze dostali własne mieszkanko. A ja zaprosiłam czarnowłosego do siebie. Byłam szczęśliwa, najszczęśliwsza na świecie bo stojąc w objęciach ukochanego, za oknem widziałam uśmiech na twarzach ludzi.

 Nie jestem szczególnie zadowolona z tej historii. Zawaliłam szczególnie koniec :/ chciał go skasować i zacząć od nowa ale i tak pewnie nic lepszego by nie wyszło :D Mam nadzieję że was nie zanudziłam nim. Nawet nie wiecie jak żałowałam że nie mogę umieścić innych wątków tylko lecę tak po łepkach :( Jeśli przeczytaliście to proszę zostawcie chociaż króciutki komentarz. Nie będę zła jak mnie w nim zjedziecie bo uważam że mi się to przyda, zawsze będę wiedziała co mam poprawić :D

piątek, 12 lipca 2013

Strzała nie wybiera NaruHina



Szła ciemną alejką, zagubiona, samotna, tak mała i nie ważna dla świata. Rozglądała się nie poznając okolicy. Wybiegła z domu w czym stała, nic jej nie zostało. Nie chciała tam zostać. Nie mogła. Jednak teraz stojąc w tym miejscu marzyła by się to skończyło. Zadrapane rączki oparła o mur. Z gardła wyrwał się szloch. Nagle z zaułka wyjrzała brązowa czupryna. Dziewczynka podskoczyła, odwróciła się i zaczęła uciekać. Słyszała tupot butów goniącego ją chłopaka. Pokaleczone bose stopy okropnie piekły a obraz rozmywał się przez łzy. Biegła tak szybko jak mogła jednak to nic nie dało. Poczuła że nieznajomy łapie ją za bluzkę. Zatrzymała się i skuliła oczekując najgorszego lecz nic się nie działo. Nieśmiało zerknęła w górę. Przed nią stał może o rok starszy chłopiec. Wyciągnął w jej stronę dłoń, mała chwyciła i wstała.
- Ładna jesteś.- powiedział – Mam na imię Kiba, a ty?
- Hinata. – wydukała dziewczynka.
Teraz
Szybkie roboty typu wejdź i wyjdź. Kłótnie, ciężkie noce nie raz na pustym peronie czy w parku na ławce, lecz nigdy już samemu. Przyjaciele byli ważniejsi niż ty. Na ulicy liczyła się zasada jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nikt nie czuł się gorszy, byłeś wśród osób które przeszły to samo co ty. Nie raz chcieli nas zabrać do „cudownego” domu dziecka, nikt się nie dał, po jakimś czasie odpuścili, tylko czasem pojawiają się przynieść najmłodszym jakieś ubrania czy jedzenie, jakby było to niezbędne. Radziliśmy sobie w najgorszych momentach, życie nauczyło nas iść prosto nie upadając za często. A żeby to zrobić trzeba walczyć o każdego z osobna. Mam dziewiętnaście lat, na ulicy jestem od dwunastu lat. Widziałam i słyszałam wiele, po nocach śnią mi się wychudzone dzieci, trupy i moja rodzina, która mnie nienawidziła. A to moja historia, która nie była do końca różowa.
Przeszłość
Przełożyłam bluzę przez głowę, wygładziłam krótką spódnicę i zawiązałam ściślej glany. Kiba wręczył mi glock’a. Zważyłam go w dłoni i wsunęłam za podwiązkę na udzie. Byłam gotowa, wsiadłam na motor i założyłam kask. Obok podjechał brązowowłosy, Shino wypalił papierosa do końca i także do nas dołączył. Dzieciaki stały i patrzyły jak się przygotowujemy, niedługo i one zajmą się taką robotą. Martwiłam się o tą przyszłość. Wiedziałam jak coś takiego może ich zniszczyć. Nigdy nie żałowałam jednak decyzji którą podjęłam jako siedmiolatka. Nie chciałam wrócić do domu gdzie nikt nikogo nie szanował. Po jakimś czasie zaczęłam postrzegać ulice jak prawdziwy dom. Dziś mając dziesięcioletni staż czułam się tu jak w niebie, chodź mówili że to piekło. Zuzia, sześciolatka o króciutkich brązowych loczkach pomachała mi, do niej dołączyła reszta. Kochałam te dzieciaki, często z nimi przebywałam, czułam się za nie odpowiedzialna chodź nie odpowiadałam za to że tu się znajdują. Każdy miał jakąś historię i przeszłość która nie chciała dać o sobie zapomnieć. Ruszyliśmy, mieliśmy dziś proste zadanie, ktoś nie chciał by impreza była udana, wejść, zabawić się i zmykać przed pojawieniem się policji. Proste wręcz banalne, nie wiedziałam czemu dałam się na to namówić. Zajechaliśmy przed wielką białą wille, słychać było głośną muzykę, widać balowali już w najlepsze. Zostawiliśmy motory w bocznej uliczce. Otworzyłam drzwi, w przedpokoju stały pary miziając się, przewróciłam oczami, czy oni naprawdę muszą to robić. Nikt nie zauważył naszego wejścia. Kiba kazał mi iść na dwór a Shino wszedł po schodach na górę. Wyszłam na taras, w basenie siedziało kilka osób, jakiś nawalony chłopak podszedł do mnie.
- Czy my się znamy? – wypalił.- Chyba nie bo ciebie ślicznotko bym zapamiętał. – uśmiechnęłam się do niego zalotnie i walnęłam go z pięści w twarz. Poleciała mu krew a parę osób zaklaskało. Jednak i im miny zrzedły na widok pistoletu, który pojawił się w mojej dłoni. Kazałam im zmykać, od razu posłuchali. Rozejrzałam się po dworze, oprócz pijaczka leżącego przy moich nogach nikogo nie widziałam. Nagle usłyszałam strzał. Rozbrzmiały krzyki, ludzie zaczęli wybiegać z domu, przecierając się przez tłum udało mi się dobrnąć do salonu. Kiba stał z opuszczona bronią, na podłodze leżał czarnowłosy chłopak. W pierwszej chwili myślałam, że nie żyje. Ten wtedy zaczął przeklinać, podniósł się, trzymał się za ramię. Shino pojawił się po drugiej stronie salonu.
- Zmykamy! – rzucił i pognał w stronę wyjścia. Brązowowłosy przez chwile stał nie dowierzając, nagle poderwał się do biegu. Ja tez szykowałam się do biegu, gdy nagle silne ramiona zacisnęły się na mojej tali. Próbowałam się wyrwać jednak to nic nie dawało. Przeraziłam się.
- Sasuke nic ci nie jest? – zapytał trzymający mnie chłopak.
- Postrzelili mnie młotku, jak może być dobrze. – wrzasnął siedzący na podłodze. Usłyszałam dźwięk syren nadjeżdżającej policji. Łzy napłynęły mi do oczy, nie mogłam wpaść. Przestałam się wyrywać, spuściłam głowę i wydałam szloch. Chłopak, który mnie trzymał rozluźnił więzy, wtedy nogą kopnęłam go w kroczę. Odruchowo puścił mnie i schylił się, łokciem walnęłam go w twarz. Zaczęłam uciekać.

  - Naruto ty idioto! – wrzeszczał czarnowłosy, odwróciłam się i ujrzałam intensywnie niebieskie oczy wykrzywione w niedowierzaniu. Szkarłatna krew płynęła mu z kącika ust. Nie zatrzymywałam się, wsiadłam na motor, Kiba wyraźnie odetchnął, pierwsza ruszyłam, po chwili dołączyli moi przyjaciele. Dojechaliśmy bez problemów pod kanciapę gdzie czekał na nas zleceniodawca. Był może trochę starszy od nas, ubrany w czarny płaszcz w dziwne chmurki. Zdjął kaptur i ukazały nam się czarne włosy związane w kucyka.
- Załatwione? – zapytał zimnym tonem. Kiwnęłam głową, on przytaknął i wręczył mi kopertę, przeliczyłam, zgadzało się. Pokazałam na motory, chłopaki zrozumieli, po chwili pędziliśmy w stronę naszego magazynu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak nasz chlebodawca był podobny do postrzelonego chłopaka. Cieszyłam się że nie zapytał czy były jakieś problemy, bo pewnie z kasy były by nici. Schowałam mojego malucha do hali, chłopaki zniknęli, było mi to na rękę bo musiałam załatwić parę spraw ze starszyzną. Nie były to miłe spotkania, szczególnie jak się spóźniałam co groziło mi dzisiaj. Najpierw jednak czekała mnie jeszcze jedna ważna rozmowa. Szłam powolnym krokiem w stronę pokoju narad. Już z daleka słyszałam głos kłócącej się Sakury i uspokajającego ją Shikamaru. Weszłam nie pukając, rzuciłam kopertą na stół i zasiadłam na swoim miejscu. Popatrzyłam po twarzach zebranych. Uniosłam brwi w wyczekiwaniu na raporty. Pierwsza zaczęłam Sakura.
- U mnie spokój, także nikt w tym miesiącu nie potrzebował wielkiej pomocy więc lekarstw wystarczy.- kiwnęłam głową potwierdzając, że zrozumiałam.
- Jakie to upierdliwe. – westchnął czarnowłosy chłopak.- U mnie to samo, nikt nie naruszył naszego terytorium. – Wysłuchałam jeszcze parę raportów, rozdałam kasę na zakupy i kazałam rozejść się. Sama za to skierowałam się na wyższe piętro, nieśmiało zapukałam. Usłyszałam nakaz wejścia. W pokoju znajdowało się już parę osób.
- Witamy spóźnialską, zapraszamy.- powiedziała blondynka siedząca na honorowym miejscu. Zajęłam szybko wolne miejsce. – To powiedź Hinata jak w twoim regionie. – Opowiedziałam wszystko co usłyszałam do moich podwładnych. Niestety to nie było wystarczające i padło to pytanie. – A czy wszystko poszło zgodnie z planem podczas dzisiejszej misji?
- No nie do końca.
- Jak to nie do końca! – wrzasnęłam porywcza kobieta, skuliłam się.
- Kiba postrzelił jakiegoś snoba.- wyznałam, oczekując najgorszego, jednak blondynka nic nie powiedziała.
- Rozumiem, że nikogo nie złapali. – przytaknęłam, nie chcąc zdradzać mojej słabości w tamtej chwili. Narada minęła szybko i nareszcie mogłam udać się mojego skromnego pokoju. Przechodziłam przez wielką hale gdzie spały osoby które należały do mojego oddziału. Łóżka oddzielały szare parawany, by chodź w taki sposób każdy miał trochę prywatności. Zerkałam na boki sprawdzając czy wszyscy śpią. Przystanęłam przy pustym łóżku Kiby, jednak ruszyłam dalej nie szukając go, miałam do niego pełne zaufanie a po tym co się stało rozumiałam że chciał być sam. Weszłam do malutkiego pomieszczenia, które nazywałam swoim pokojem, tylko ja, Sakura i Shika korzystaliśmy z tego przywileju jako najważniejsi w naszym zespole. Co prawda ostatnio Temari często gościła w pokoju Shikamaru. Kto się czubi ten się lubi. Uśmiechnęłam się do swoich mysli. Zdjęłam spódnice, nie miałam siły nawet się do końca przebierać. W pomieszczeniu było ciemno, na wyczucie znalazłam łóżko. Wsunęłam się pod kołdrę i ku zdziwieniu natknęłam się ciepłe ciało.
- Nagrzałem ci. – powiedział Kiba ze śmiechem.
- Sama bym sobie dała radę.- jednak wtuliłam się w przyjaciela. Przypomniałam sobie dobre czasy gdy byliśmy mali i spaliśmy razem by się nie bać. Brązowowłosy żartował, że potwory nie dadzą nas rady razem pożreć więc sobie odpuszczą. Później gdy byliśmy starsi, też często nocowaliśmy u siebie, by po prostu poczuć, że jest ktoś kto ciebie kocha i zadba o ciebie. Przerwaliśmy ten nawyk, gdy zostałam wezwana do starszyzny i stałam się dowódcą.
- Nie jesteś na mnie zła za tą akcje?- zapytał chłopak.
- Nie jestem i cieszę się, że tu jesteś. – powiedziałam zamykając oczy, natychmiast zapadłam w sen.
Obudziłam się dość późno, słońce już dawno było na niebie. Kiby nie było, ubrałam się i wyszłam na hale. W grupkach bawiły się dzieciaki a zezłoszczona Temari chodziła między nimi, krzycząc na niektórych. Uśmiechnęłam się pod nosem, machnęłam do błagającej o wybawienie przyjaciółki i uciekłam na dwór. Chodziłam jak zawsze uliczkami sprawdzając jak radzą sobie pewne osoby. Weszłam do baru mlecznego, poczułam piękny zapach pierogów, mój żołądek upomniał się o siebie głośnym burknięciem. Rozejrzałam się czy ktoś usłyszał ale na szczęście wszyscy byli zajęci rozmową. Podeszłam do lady za którą stał Maikeru. Widząc mnie wszedł do kuchni i po chwili wrócił niosąc porcję ruskich pierogów. Podziękowałam mu, znaliśmy się od dawna, kiedyś uratowałam mu cztery litery. Przeważnie tu jedliśmy dzięki rabatowi jaki dostawaliśmy w podzięce za tamto. Nagle do mojego stolika podszedł chłopak. Podniosłam wzrok i ujrzałam te same błękitne tęczówki w otoczeniu blond kosmyków. Spuściłam spokojnie wzrok i przełknęłam kęs, który miałam w ustach, blondyn chrząknął. Szybkim ruchem poderwałam się i wybiegłam na zaplecze gdzie znajdowało się tylne wyjście. Słyszałam nawoływanie Maikeru i tupot butów goniącego mnie nieznajomego. Dziękowałam stwórcy, że to nie pierwsza moja ucieczka i biegałam dość szybko. Skierowałam się w stronę pobliskiego lasku, znałam go na pamięć i wiedziałam, że mogę się tam spokojnie ukryć. Jedynym minusem było to, że gdy wbiegłam w zarośla przestałam słyszeć tupot kroków goniącej mnie osoby. Obejrzałam się w tył, nie widziałam go, pomyślałam że pewnie odpuścił, oparłam się o pień najbliższego drzewa. Znikąd pojawił się, próbowałam uciec lecz zagrodził mi drogę. Znalazłam się między jego ramionami, bałam się spojrzeć w jego oczy.

- Puść mnie. Proszę. – powiedziałam najsłodszym tonem na jaki było mnie w tej chwili stać. Złapał moją dłoń i umieścił ją w swojej przyciskając do pnia.
- Nie udawaj idiotki. Popatrz na mnie! – krzyknął jednak ja uparcie patrzyłam w dół. Wolną dłonią przekręcił moją twarz w swoją stronę. Niebieskie tęczówki rozszerzyły się w zdziwieniu. Westchnął. – I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał opuszczając trochę z tonu.
- Puścić. –podsunełam z nadzieją. Jednak on pokręcił głową.
- Zepsuliście imprezę i postrzeliliście mojego przyjaciela jakbym mógł cię teraz puścić?
- Myślisz że ja miałam wybór? – zapytałam wpatrując się w jego oczy, jeszcze nigdy nie widziałam takiego pięknego błękitu.
- Nie będę ci współczuł bo nie masz domu, pewnie sama tego chciałaś, ćpasz i nie masz za grosz przyzwoitości. Każdy z was jest taki sam, nie ma wyjątków.
- Nie ćpam i nie prosiłam się o to, pewne rzeczy się po prostu dzieją. A na pewno nie żałuje tego wiec nie musisz mi współczuć. Nie zmienia to jednak że na ulicy panują inne zasady, których taki snob jak ty nie zrozumie. Twoim największym problemem jest pewnie gdy tatuś nie da na setną bluzę Nike. Wybacz ale i tak nie macie dowodów, że to my byliśmy a policja nie chce mieszać się w nasze interesy. Jesteście na straconej pozycji.
- Wybacz ale nie masz racji. Może co do jednego nie mamy dowodów, jednak myślę że to nie będzie problemem. Popatrz na siebie. Jesteś nic nie warta, ja bym nie pozwolił tak upaść sobie.
- Nie wierz i ty jak będzie jutro. A teraz mnie puść albo oberwiesz jak wczoraj.
- Nie puszczę cię wybij to sobie z głowy.

- Sam chciałeś. - Podniosłam kolana by walnąć go w krocze, jednak zablokował mnie. Nie mogłam się ruszyć.
- To jaki masz plan? – zapytałam a on zamilknął. Matoł nie miał nawet planu.
- No, nie wiem ale nie po to cię goniłem by teraz cię puścić wolno.
- Nie wierz z kim zadarłeś.
- Wszyscy w filmach tak mówią a później i tak lądują za kratami. – powiedział uśmiechając się a ja miałam ochotę natychmiast zetrzeć go z jego twarzy, ale w sumie to ładnie się uśmiechała, może gdyby nie ta sytuacja…
- Nie jesteśmy w filmie a pewne osoby postaraja się bym została na wolności, za to ty i twój przyjaciel będziecie mieli przechlapane. – kusiłam dalej, blondym wyraźnie nie wiedział co zrobić. Nagle jakby coś zaświeciło, z kieszeni wyjął telefon o jakim ja mogłam tylko pomarzyć, wybrał numer.
- Sasuke – zaczął radośnie – mam ją… co! Nie, nie Sakure…- Sakure a co ona ma do tego? – Mam ta czarnowłosą, tą z wczoraj… tak, czekamy… las za barem dziadka. – chłopak rozłączył się, teraz miałam szansę dowiedzieć się czegoś o Sakurze, która jako jedyna nic o sobie nie zdradzała.
- Znam pewną Sakure.- powiedziałam on spojrzał w moje oczy a mi zaczął plątać się język. – Jest w moim odziale.
- Wątpie byśmy mówili o tej samej dziewczynie, ona nigdy nie wylądowałaby na ulicy była za mądra.
- Czyli uważasz że jestem głupia? – zapytałam nie dowierzając, jak on mógł tak pomyśleć znając mnie pięć minut. – powiem ci coś ale nikomu nie mów – stanęłam na palcach siegając jego ucha – mam średnią pięć szęśdziesiąt i jestem laureatka nie jednego konkursu. Chcieli bym była w reprezentacji naszego kraju na wyjeździe ale nie zgodziłam się bo tu miałam zbyt ważne sprawy.
- Okradanie niewinnych? – zapytał prychając, nie wierzył mi.
- Nie. – powiedziałam spokojnie – Matka wyrzuciła do śmietnika dwutygodniowe dziecko, szukałam małej lepszego domu. Wiem,że mi nie wierzysz, jednak o tej sprawie było naprawdę głośno i pewnie pamiętasz, że nikt nie wspomniał kto ani jak znalazł malucha.
- Masz racje nie wierze ci.- wzruszyłam ramionami, powiedziałam całą prawdę. Staliśmy nie odzywając się do siebie. W oddali widziałam już czarnowłosego z ręką przytrzymywana przez bandaż.
- Znając moją Sakure to pewnie o nią wam chodzi.- powiedziałam gdy jeszcze zrozumieć mógl mnie tylko blondyn. Dobiegł do nas wreszcie ten kaleka i zaczął nam się dziwnie przyglądać. Uniosłam brwi w niemym pytaniu, on jakby się obudził, potrząsnął głową. – Więc jakie plany? - zapytałam wyluzowana ten może nie wydawał się takim idiotą ale nie przerażał mnie.
- Zadam ci pare pytań i w zależności od odpowiedzi albo cię wypuścimy albo pójdziesz z nami.- Powiedział spokojnym wręcz oschłym tonem nieznajomy.
- Pytaj, ale uprzedzam na niektóre pytania i ja nie znam odpowiedzi.
- Kto był zleceniodawcą? – byłam przygotowana na to pytanie.
- Nie znam, ja tylko wykonuję, nie pytam, nie wolno, ale mogę ci zdradzić, że był bardzo podobny do ciebie, czyżby jakaś rodzina? – zapytałam węsząc ploteczkę, co jak co ale jestem tylko dziewczyną i lubię pogaduchy z Ino przy małym piwku.
- Nie twoja sprawa. Jakie było dokładne zlecenie? - zasmuciłam się i z plotki nici.
- Mieliśmy wyprosić towarzystwo, a tak po za tym czemu mój przyjaciel strzelił, co?
- Zapytaj się go.
- Nie za bardzo mogę.
- Czemu? – zapytał, jednak na szczęście nie musiałam odpowiadać gdzyż nasza uwagę zwrócił dotychczas milczący blondyn.
- Czemu uważasz, że szukamy twojej Sakury? – zapytał smutnym tonem, czarnowłosy wzdrygnął się i popatrzył na niebieskookiego, który patrzył się w ziemię.
- Nie jestem pewna.- zaczęłam mówić, nie było to fer wobec przyjaciółki, ale odkąd rok temu Tsunade przedstawiłam mi ją, dziewczyna była smutna i nieszczęśliwa, czasami tylko wrzeszczała na wszystkich. Jeśli oni coś wiedza zrobiłabym wszystko by chodź przez chwilę na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Zakładam,że zaginęła rok temu. – po ich minach zrozumiałam że zgadłam. – Ma niespotykanie różowe włosy i wrzeszczy na każdego kto jej się sprzeciwi.
- Gdzie ona jest, powiedz mi proszę, zrobię wszystko. - powiedział z tęsknotą czarnowłosy, ujrzałam też niebieskie tęczówki w których widziałam ból.
- Ale ja nie mogę a co jeśli ona nie chce się z wami widzieć. Jej szczęście jest ważniejsze niż wy.- Zauważyłam, że blondyn poluźnił węzy które mnie trzymały, natychmiast wyrwałam dłoń i zaczęłam uciekać. Słyszałam jak mnie wołają i biegną za mną, jednak nie dałam im szans, po krótkiej pogoni zgubili mnie. Zaczynało zmierzchać a do domu miałam kawał drogi, szłam spacerkiem zastanawiając się nad dzisiejszymi wydarzeniami. Gdy doszłam do magazynu zastałam wszystkich już w środku. Shikamaru powoli zaczynał sprawdzać listę by upewnić się, że każdy wrócił ze swoich robot. Sama wprowadziłam to tak byliśmy pewni, że nikt nie jest w potrzebie i musimy zareagować, w naszym domu była zasada, że każdy melduje się tu o do dwudziestej drugiej i dopiero wtedy starsi mogli wyjść a dzieciaki zostawały i bawiły się już w środku. Wiele zmian weszło w życie gdy to ja zostałam szefem tej bandy. Skierowałam się do pokoju Sakury zapukałam, jednak nikt nie odpowiadał, zajrzałam do środka.
  Sakura siedziała na łóżku a po jej policzkach leciały łzy, w rękach trzymała ramkę z jakimś zdjęciem. Weszłam do środka, dziewczyna podniosła wzrok i kazała mi podejść, klepnęła pościel obok siebie. Usiadłam i wzięłam ją w ramiona, ukryła przede mną ramkę bym nie widziała kogo przedstawia. Nie pytałam trzymałam tylko trzęsące się ciało jak najbliżej siebie by chodź przez chwilę nie czuła się sama. Sakura uspokoiła się odrobinę, nagle w mojej dłoni poczułam drewnianą ramkę, zerknęłam na zdjęcia. Nie spodziewałam się tego. Ona mi zaufała nie zamierzałam jej zawieść.
 
Od razu poznałam chłopaków z lasu, nie wiedziałam jak ja pocieszyć. Była mocno zżyta z nimi sądząc po szczególnie pierwszej fotce. Zastanawiało mnie co musiało się stać że dziewczyna z dobrego domu znalazła się na ulic i to w takim stanie. Gdy pierwszy raz ujrzałam różowowłosą była wykończona, miała sińce pod oczami i była ubrana w jakieś łachmany, których nawet my byśmy nie założyli. Nieufna, zamknięta w sobie, tylko mi Tsunade pozwalała się dotykać. Pewnego dnia gdy pomagałam jej w codziennej toalecie ujrzałam jeszcze świeże blizny, nie zapytałam, nie musiałam wiele osób, które znalazły się tu miały podobne pamiątki. Stalową zasadą było, jeśli nie mówię sama, nie pytaj. Wtedy założyłam, że któreś z jej rodziców piło albo ćpało i ją biło, sama nie wytrzymywała a ulica wydawała się rajem. Jednak teraz nie potrafiłam zrozumieć czemu mają takich przyjaciół, kasę i zapewne kontakty w końcu trafiła tutaj.
- Pytaj. – usłyszałam jej szloch.- Kto pyta nie błądzi.
- Kim jest ten chłopak.- zapytałam o czarnowłosego.
- Mój były chłopak, kochałam go, wiesz, tak naprawdę kochałam i go zostawiłam. Sama. Wiem, że mnie szukał, ba nadal mnie szuka, widziałam go dzisiaj ale bałam się podejść. Przecież widzisz jak ja wyglądam. My zawsze śmialiśmy się z was a teraz jestem tutaj becząca, zagubiona ja. On mnie przestanie kochać, a ja chce wierzyć, że będzie mnie pamiętać do końca życia taką jaką byłam. Rozumiesz? – Kiwnęłam głową. – Blondyn to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od maluchów. Byliśmy bogatymi dupkami którzy nie znali cierpienia, nie wiedzieliśmy co to znaczy żyć z dnia na dzień. To trwało krótko, mama znalazł nowego bogatego i przystojnego narzeczonego, spodobałam mu się. Zmusił mnie do tego. – Moja dłoń powędrowała automatycznie i zakryła usta, oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu. – Miałam wtedy piętnaście lat i to był mój pierwszy raz. Powiedziałam mamie lecz ona nic nie zrobiła, nikt nie mógł zaburzyć jej pięknego obrazka szczęśliwej rodziny. Zakazała mi mówić o tym i pozwalała mu na to. Gdy był zestresowany, smutny, wesoły, szczęśliwy wiałam w jego łóżku. – przerwała. Kołysałam ją delikatnie w przód i tył.
- Cichutko, już nic ci nie grozi. Jestem tutaj i nie pozwolę by coś ci się stało. – mówiłam łagodnym tonem, nie chciałam jej przestraszyć, nie mogłam dopuścić by znów zamknęła się w sobie.
- Dziękuje ci.- usłyszałam głos dziewczyny. – Oprócz mamy nikomu o tym nie powiedziałam, bałam się, wstydziłam. Uciekłam, nawet nie wiem jak to zrobiłam z tego popołudnia nic nie pamiętam. Proszę cię nie mów nikomu.
- Żartujesz sobie, nigdy w życiu nie zdradziłabym takiej informacji nikomu, tylko ty możesz to zrobić. – dziewczyna powoli uspokajała się, po chwili poczułam, że zasnęła położyłam ją delikatnie na łóżku. Miałam plan i musiałam wdrożyć go od razu w życie. Wybrałam numer znajomego.
- Hej, dzwonię bo masz szanse się odwdzięczyć za tamtą przysługę.- uśmiechnęłam się bo wiedziałam, że teraz nie będzie mógł odmówić. – Tak, potrzebne mi namiary, tylko jest problem nie znam ani imienia ani nazwiska, w ogóle nic o nim nie wiem. To nie jest niemożliwe tylko bardzo trudne. – powiedziałam słodkim tonem i zaczęłam opowiadać co wiem o blondynie.
Stałam przed barem jakich wiele w naszym skromnym miasteczku, słońce świeciło z całą swoja mocą, nie myślałam że mój kolega tak szybko go znalazł. Nie chciałam wierzyć jednak że taki snob jak on byłby tu, jednak warto spróbować. Weszłam do środka, dzwoneczki przy drzwiach wydały denerwujący dźwięk, wszystkie spojrzenia przeniosły się na mnie. Paru napalonych typków gwizdnęło, rozejrzałam się, jednak jedna osoba nie patrzyła w moja stronę. Smutny blondyn siedział podpierając się na dłoni i patrzył za okno.
Usiadłam po drugiej stronie stolika, dopiero teraz zauważył mnie, przewróciłam oczami.
- Czego chcesz? – zapytał smutnym tonem a ja ogłupiałam. Widziałam go tylko dwa razy jednak zawsze na jego twarzy widniał serdeczny, szczery uśmiech, zrobiło mi się niewyobrażalnie przykro i miałam ochotę go jakoś pocieszyć.
- Co myślisz teraz o Sakurze jak wiesz gdzie jest i co robi? – zapytałam delikatnie nie chcą go zranić.
- Kocham ją jak siostrę. Mam nadzieję, że wystarczy ci ta odpowiedź. – Powiedział a mnie zaskoczyła miłość jaka wydobywała się z tego zdania. Nigdy nie myliłam się, umiałam oszacować kiedy ktoś kłamie dzięki temu zostałam szefem. Chłopak, który siedział przede mną mówił prosto z serca, całą prawdę.
- A twój kolega? Co myśli?
- Obaj wskoczylibyśmy za nią w ogień, jednak on zrobił by to jeszcze z uśmiechem bo może ja tak uszczęśliwić. Jak uciekłaś to on nic nie powiedział tylko poszedł w stronę swojego domu, nie odbiera telefonów i trochę się o niego martwię. Pewnie teraz beczy. – na milisekundę na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Gdy znikła przez miesiąc chodził jak trup, nie poznawałem go, był nieobecny, czasem się bałem ze może coś sobie zrobić.
- Ona też.
- Co? Przecież jeszcze nie jesteśmy pewni że twoja Sakura jest też naszą.
- Ale ja jestem pewna. Widziałam dziś wasze zdjęcia. Tylko wy możecie jej w tej chwili pomóc ja już zrobiłam co mogłam. Wiesz gdzie jest ten czarnowłosy?
- Sasuke? Tak mieszka blisko ale o co chodzi?
- Wyjaśnię wam obu, zbieraj się idziemy do naszego smutasa. – blondyn uśmiechnął się, rzucił parę monet na stół nawet ich nie licząc, złapał mnie za dłoń i wybiegliśmy z baru. Pędziliśmy przez uliczki, nie wiem czemu ale śmiałam się niewyobrażalnie, blondyn chyba nie miał mi tego za złe bo po chwili usłyszałam i jego śmiech. Nagle zahamował a ja wpadłam na niego z impetem, poczułam jak moje policzki robią się cieplejsze. Chłopak spojrzał na mnie i zmartwił się, położył jedną dłoń na moim czole.
- Jesteś chora, może powinnaś wrócić do domu i się położyć? – zapytał z troską, pokręciłam głową.
- To pewnie przez ten bieg. – wydukałam próbują zapanować nad własnym głosem.
- To wchodzimy. – uśmiechnął się. – Ciekawe jak trzyma się nasz smutas.
Blondyn zapukał do drzwi, nikt nie otwierał. Chłopak pokręcił głową, podszedł do płotu i odchylił jedną deskę, przeszedł na druga stronę. Licząc że wie co robi poszłam za nim.
- Ej mówiłeś, że to ten Sasuke wyprawiał imprezę?
- Tak on.
- To czemu nie poszliśmy do tamtego domu?
- Yyy, Sasuke ma parę domów ale ten jest jego ulubionym. – Parę domów? Ja nawet jednego nie mam, zasmuciły mnie te myśli, co mogła czuć Sakura gdy ona straciła wszystko a jej przyjaciele tak żyli. Blondyn rzucił kamieniem w okno na drugim piętrze. Po którymś razie, okno otworzyło się z trzaskiem, a w nim pojawił się czarnowłosy.
- Przestań młotku! Chcę być sam! – wrzeszczał, wyglądał okropnie. Wzdrygnęłam się.
- Oj przestań rozpaczać zobacz kogo przyprowadziłem. – powiedział mój towarzysz pokazując na mnie. – Ona zna naszą Sakurę. – Chłopak w oknie, nagle zniknął w środku, blondyn usiadł na trawie, sekundę później czarnowłosy pojawił się przy nas.
- Gadaj. – powiedział do mnie.
- Pierwsze ważne pytanie. Co byś zrobił gdybyś spotkał Sakurę a ona mieszkała naprawdę na ulicy.
- Szczerze?- zapytał a ja kiwnęłam głową. – Przytulił bym ją, a później nawrzeszczał że mi nic nie powiedziała. – Uśmiechnęłam się, takiej odpowiedzi oczekiwałam.
- Czyli nie jest ważne, że ona teraz nic nie ma?
- Ja ją naprawdę kocham, nie ważne jest w co się ubiera czy ile ma domów, ważna jest ona sama.
- Łał nie wiedziałam że taki snob jak ty może coś takiego powiedzieć.
- Nie każdy bogacz jest snobem.
- Może nie każdy. A teraz zrób coś z sobą! Zabieram cię do niej. – Na jego twarzy pojawił sie uśmiech a ja dopiero teraz zauważyłam jacy obaj są przystojni. Gdy stali obok siebie nie umiała bym wybrać który jest przystojniejszy. Jednak może niebieskooki, tak chyba on. Czarnowłosy zniknął znów w domu a my przeszliśmy i stanęliśmy przed głównym wejściem. Po chwili dołączył do nas i całą trójka ruszyliśmy do magazynu.
Na szczęście w magazynie nie było dużo ludzi, Sakura miała dzisiaj wartę w biurze, pokazałam chłopakom by się nie oddalali ode mnie. Weszłam piętro wyżej i zapukałam do drzwi. Usłyszałam jak różowo włosa woła że mogę wejść. Uchyliłam drzwi i wepchnęłam czarnowłosego do środka.
- Co ty tu robisz? – powiedziała zdruzgotana Sakura. Nie chciałam ich podsłuchiwać pewnie maja dużo do obgadania, pociągnęłam zaciekawionego rozmową blondyna, wydał on sprzeciw ale zganiłam go wzrokiem. Poszedł on za mną ze zbolałą miną, uśmiechnęłam się pod nosem. Zabrałam go do swojego biura, wiedziałam że Sakura domyśli się że tu poszłam. Kazałam blondynowi usiąść na fotelu a sama usiadłam przy biurku i zaczęłam przeglądać raporty z misji.
- Kim ty tu jesteś? – zapytał, spojrzałam na niego jednak on na mnie nie patrzył tylko wodził wzrokiem po pustych ścianach.
- Mówiłam ci. Jestem dowódcą, mam własny oddział…
- Jak w wojsku.
- No trochę. Wybacz, że nie zaproponuje ci żadnej kawy ani nic takiego ale właśnie mi się skończyła.
- Nie szkodzi. Nie lubię kawy. Jak myślisz co oni teraz robią?
- Albo na siebie wrzeszczą albo się kochają, nie chciałabym być tam ani w jednym ani w drugim przypadku. – powiedziałam poważnym tonem, usłyszałam śmiech chłopaka.
- Znając ich to pewnie masz rację. A Sakura też ma jakieś większe zadanie?
- Jest moją prawą ręką, pomaga też gdy ktoś jest ranny albo chory, zajmuje się maluchami. Długo mogłabym wymieniać.
Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, stał w nich zdyszany Kiba. Przełknęłam ślinę, mając nadzieję że blondyn nie rozpozna go.
- Jest misja. – wydyszał szatyn, blondyn zerknął przez ramię sprawdzić kto wszedł. Kiba chyba go poznał.
- Co on tu robi? – powiedział z wyrzutami w moja stronę.
- Siedzę. – odpowiedział z sarkazmem niebieskooki.
- Co to za misja? – zapytałam chcąc przerwać ich „rozmowę”, od razu pożałowałam gdy oba spojrzeli na mnie z mordem w oczach, zaśmiałam się nerwowo. Niedobrze.
- Zwyczajna dostawa.
- To czemu lecisz z tym do mnie, idź do Temari lub Shiki. – powiedziałam zaintrygowana.
- Tym razem to musi być ktoś starszy zresztą sama zobacz. – wręczył mi kartkę, ostentacyjnie ignorując blondyna. Spojrzałam i zabrakło mi powietrza, po co komu aż tyle tego gówna. Podniosłam wzrok, napotykając niebieskie tęczówki, zapatrzyłam się w nich. Ktoś chrząknął, potrząsnęłam głową i spojrzałam na Kibę.
- Ja za to nie chcę odpowiadać, idź do starszyzny.
- Nie mogę, już tam byłem. Po za tym uważają że to będzie idealna okazja by odpracować ostatnią wtopę. – przeniósł wzrok na blondyna. – Czyli wychodzi na to, że musimy to zrobić. – ukryłam głowę w dłoniach. Nie chciałam się do tego dotykać, nienawidziłam dragów. Nikt u mnie nie ćpał, gdy tylko dowiedziałam się o takim incydencie osoba wylatywała na zbity pysk, nie miałam wtedy litości, może dlatego że nie raz widziałam jak śmierć przywłaszcza sobie za młode dusze. Starszyzna jednak była nie ugięta, musiałam to zrobić. Kiwnęłam głową.
- Porozmawiamy o tym później a na razie możesz iść, znajdę cię. – powiedziałam do szatyna. Ten zmierzył jeszcze raz spojrzeniem blondyna i wyszedł.
- Co ty robisz! – wrzasnął blondyn, gdy drzwi się zamknęły.
- Ciszej z łaski swojej. – skarciłam go wiedząc że te ściany maja uszy.
- Po co się w to pchasz. Myślałem, że jesteś jednak inna, ale chyba się myliłem.
- Czasami nie ma się wyboru.
- Nie, zawsze jest wybór. – chłopak wstał i oparł się o moje biurko, pochylając się. Między nami było tylko parę milimetrów, czułam jego oddech na swojej twarzy. Błękitne tęczówki zajmowały cały mój świat. Zapomniałam gdzie jestem i co właśnie omawialiśmy, zapragnęłam go pocałować. Rozchylił lekko wargi, jego spojrzenie stało się inne. Odległość, która nas dzieliła była tak wielka a z drugiej strony tak mała. Czułam pulsujące powietrze, które też chciało zniknąć. Słyszałam jak moje serce przyspieszyło. Przełknęłam ślinę. Blondyn pochylił się jeszcze bardziej, przymknęłam powieki. I wtedy drzwi to mojego biura znów stanęły otworem, usłyszałam śmiech Sakury i czarnowłosego, blondyn poderwał się do pionu i odsunął.
- Ups, Sasuke chyba w czymś przeszkodziliśmy, też tak myślisz?
- Muszę się z tobą zgodzić piękna. – Patrzyłam zafascynowana na uśmiechniętą twarz dziewczyny. Nawet nie byłam w stanie zaprzeczyć. Dopiero głos blondyna wyrwał mnie z zamyślenia.
- Sakura. – powiedział z uśmiechem. – Jak ja się cieszę że cię widzę. – wziął ją w ramiona.
- Puść bo mnie udusisz. – powiedziała różowo włosa, śmiejąc się bez opamiętania. Została wypuszczona z uścisku dopiero gdy wkroczył Sasuke ze swoim wzrokiem który mógł zabić. Dziewczyna wtuliła się w niego a on automatycznie ją objął, wydawał się przy tym taki normalny, jakby robił to od zawsze i miał zamiar robić to do końca świata.
- Jakie masz plany. – usłyszałam słowa i dopiero uświadomiłam sobie że są moje.
- Chciałabym zamieszkać z Sasuke. – powiedziała spuszczając delikatnie głowę jakby się wstydząc.
- Ulica i tak nie była miejscem dla ciebie. – uśmiechnęłam się do niej. – Ale musisz obiecać że będziesz mnie odwiedzać. – zagroziłam. Sakura pokiwała szybko głową jak dziecko i znów obdarzyła nas swoim bajecznym uśmiechem. – Wy też możecie tu zaglądać. – skierowałam swoje słowa do chłopaków. – A i przepraszam za to wczoraj.
- Gdyby nie to, nie znalazłbym jej, rana się zarośnie a ona zostanie. - Sakura pocałowała go delikatnie w usta i szepnęła coś na ucho. – To my chyba idziemy. – Kiwnęłam głową.
- Wy idźcie a ja zostanę jeszcze chwilę. – usłyszeliśmy słowa blondyna. Sasuke wyraźnie zdziwił się ale Sakura nie dała mu czasu na rozsianie jego tezy, gdyż pociągnęła go do drzwi mrugając przy tym do mnie.
- Wracając do naszej rozmowy.- popatrzyłam mu w oczy, nadal miały ten wyraz, którego nie rozumiałam. – Wykręć się, chyba to potrafisz.
- Mówię ci że się nie da. A po za tym nie mów mi co ja mam robić, nie znasz mnie ani mojego świata. Zajmij się swoim życiem, wróciła do was Sakura i to ona powinna zajmować teraz twoją uwagę.
- Cieszę się, że tu jest ale nie mogę patrzeć jak ktoś tak pieprzy swoje życie.
- To tylko jedna dostawa jakich wiele w moim zawodzie. I musisz już iść.
- Nie muszę.
- Musisz! – krzyknęłam, chłopak popatrzył na mnie ze smutkiem. – Proszę idź. – powiedziałam ostatkiem sił, blondyn zniknął z mojego gabinetu. Z moich oczy poleciały pierwsze prawdziwe łzy od tylu lat.
Wsiadłam na swój motor, Shino dopalał papierosa a Kiba pakował do końca towar. Przeładowałam pistolet i strzeliłam do ściany. Shino pokręcił głową.
- Spokojnie mała. – powiedział, spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Wyciągnął do mnie dłoń z paczką papierosów. Wyjęłam jednego i zapaliłam, tego mi było teraz trzeba. Czułam się dziwnie, nie wiedziałam czemu. Po chwili zrozumiałam, ja się po prostu bałam. Jak nigdy, zawsze misje przyjmowałam ze spokojem i zimno kalkulowałam a przy tej czułam się bezbronna. Zaciągnęłam się jeszcze raz, Kiba dał znak że możemy wyruszać. Jechałam pierwsza, wymiana miała się odbyć w opuszczonym o tej porze porcie. Miałam na sobie tylko niebieską sukienkę. Nie zdążyłam się przygotować, od razu po wyjściu blondyna do biura wpadł Kiba. Przeraził się jak mnie zobaczył, podszedł i przytulił. Dziękowałam w duchu że jest przy mnie. Jego bliskość dała mi siłę której teraz potrzebowałam. Wytarłam swoje łzy.
- Musimy już iść. - usłyszałam głos Kiby. Pokręciłam głową, nie przypominałam sobie bym miała coś jeszcze dziś do roboty. Chłopak jakby czytając mi w myślach wskazał na kartkę z misją. Serce zabiło mi szybciej, zerknęłam na nią. Na białym tle czarnym tuszem ktoś napisał dzisiejszą datę. Poczułam się słabo, chciałam uciec.
Zatrzymałam swój motor. Zsiadłam, widziałam czarny samochód z którego właśnie wysiadało dwóch mężczyzn. Usłyszałam jak gasną silniki motorów moich przyjaciół. Stanęli po moich dwóch stronach. Jeden z nieznajomych trzymał czarną walizkę. Wyciągnęłam delikatnie pistolet i rozejrzałam się dookoła, nikogo nie zauważyłam. Shino i Kiba zaczeli iść w stronę mężczyzn, ten z walizką także zaczął iść. Spotkali się pośrodku. Facet dał nam walizkę a my mu towar, wyglądało na to że wszystko jest w porządku. Shino pokazał mi kciuk w górę a ja kiwnęłam głową. Chłopaki odwrócili się i zaczęli iść w moja stronę. Wtedy mężczyzna który stał przy samochodzie podniósł rękę. Nie słyszałam wystrzału, zobaczyłam tylko błysk i rozszerzające się oczy Shino. Podmuch wiatru przyniósł do mnie jego ostatni wydech. Upadł na lodowaty, brudny beton. Z mojego pistoletu wyleciały dwa pociski, zimne, ziejące zemstą i nienawiścią. Oba trafiły niosąc śmierć. Broń wypadła mi z rąk. Kiba ukucnął przy naszym przyjacielu. Widziałam jak załamany wrzeszczy w niebo, jednak nie słyszałam słów. Słyszałam tylko własne bicie niespokojnego, przestraszonego serca. Nie mogłam tam podejść, odwróciłam się i pobiegłam. Dopiero biegnąc słyszałam wycie Kiby, który wołał mnie i Shino oraz co bardziej mnie przeraziło słyszałam wycie syren policyjnych. Obok mnie przejechał samochód z kogutem, odetchnęłam gdy się nie zatrzymał, drugi to zrobił. Nie czekałam co się wydarzy, skręciłam w uliczkę. Nagle potknęłam się i upadłam na ziemię. Poczułam pieczenie na kolanach i dłoniach, poderwałam się do dalszej ucieczki. Nagle ktoś złapał mnie w tali i przycisnął do siebie. Wcisnęłam paznokcie w skórę trzymającego mnie i pociągnęłam. Zobaczyłam czerwoną krew, krzyk dotarł do moich uszu i węzły puściły. Pobiegłam dalej, osoba która mnie goniła zaklęła. Wbiegłam do lasu. Nie daleko znajdowała się magazyn. Moja sukienka zaczepiła się o krzak. Biegłam nie zważając na nic, potykałam się i upadałam, jednak zawzięcie biegłam dalej. Wtedy stanęłam, rozejrzałam się dookoła. Czarne drzewa dookoła nie zdradzały nic o sobie. Spojrzałam w górę, na niebie widniał okrągły blady księżyc. Upadłam na kolana i skuliłam się, z moich oczu popłynęły łzy. Moje myśli przelatywały przez moja głową z zawrotna prędkością. Czułam się taka samotna i nieszczęśliwa. Jak wtedy gdy pierwszy raz upadłam po wyjściu z drzwi mojego dawnego domu. Nie wiem jak długo siedziałam tak, gdy usłyszałam że ktoś przedziera się przez krzaki. Chciałam poderwać się do biegu ale moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Zamknęłam oczy oczekując nieznajomego. Nie otworzyłam oczu gdy poczułam że ktoś stoi na polance. Nie otworzyłam oczu gdy poczułam że ta osoba podchodzi powoli do mnie. Nie otworzyłam oczu gdy nieznajomy przykucnął naprzeciw mnie. Nie otworzyłam oczy gdy męska dłoń podniosła mój podbródek do góry. Nie otworzyłam oczu gdy poczułam słodki smak jego ust na swoich. Pocałunek był delikatny, jakby ofiarodawca bał się że zniknę. Poczułam zapach jego perfum, który zawrócił mi w głowie już pierwszego razu gdy go poczułam. Podniosłam się lekko napotykając swoimi wargami jego lekko uchylone. Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Znalazłam się w jego ramionach. Wplotłam swoje dłonie w jego blond włosy. Oderwałam się od niego szybko oddychając. Otworzyłam swoje oczy i napotkałam jego bajecznie niebieskie tęczówki. „Zabili Shino” wyszeptałam z rozpaczą. Jego twarz rozmyła mi się, upadłam na ziemię i widziałam już tylko czarny kolor.
Czułam zapach lasu i jego, było mi zimno. Próbowałam unieść powieki. Poczułam że siedzę i opieram się o jego tors. Moje oczy otworzyły się. Rozejrzałam się dookoła i nagle przypomniał mi się obraz plamy krwi z brzucha Shino i jego spojrzenie skierowane w moją stronę.
- Czy ja zawsze będę mysiał za tobą ganiać po jakiś lasach?- usłyszałam głos blondyna, obraz Shino zaczął się oddalać i blednąć a moje serce odzyskało własny rytm. Spojrzałam w górę. W jego oczach ujrzałam troskę o mnie. Nie mogłam tego znieść. Nie chciałam współczucia, nie chciałam troski, nie chciałam by on patrzył na mnie jak na nic nie wartą małą dziewczynkę. Nie byłam nią. Umiałam, się sama podnieść. Przypomniałam sobie jak pierwszy raz ujrzałam jego oczy. Jego słowa które mnie tak raniły. Kto dał mu prawo teraz mi współczuć. Zerwałam się na równe nogi. Chyba go zaskoczyłam.
- Wszyscy jesteśmy tacy sami. - powiedziałam, poszłam przed siebie, słyszałam jak mnie woła. Nie odwróciłam się. - Czyż nie tak mówiłeś?

- Musze wyjechać. - oznajmiłam wchodząc do gabinetu blondynki. Tsunade wyciągnęła rękę w której trzymała kopertę z moja przyszłością. Bez blondyna i współczucia.
- Zawsze możesz wrócić. - powiedziała, sięgnęłam po kopertę, jednak blondynka nie dała mi jej wziąć. - Naruto, tak ma na imię. - popatrzyłam na nią nie rozumiejąc. - Ten przed kim próbujesz uciec. - Skąd ona wiedziała. Jakby czytając mi w myślach usłyszałam - Ja wiem o wszystkim i wszystkich co przekraczają moje progi. Kiba czeka na ciebie w twoim pokoju, ale ty o tym wiesz. - kiwnęłam głową, blondynka wręczyła mi kopertę. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz. - Też mam nadzieję ale podobnież nadzieja matką głupich.
  
 Teraz
Mam dziewiętnaście lat. Studiuję prawo. Moja przeszłość odeszła w cień. Tak przynajmniej mi się wydawało dopóki pewnej nocy nie obudziłam się z wrzaskiem. Nie pamiętałam co mi się śniło. Nie pamiętałam czego się bałam. Nie pamiętałam kim jestem. Pamiętałam tylko niebieskie oczy i słodki smak jego ust. Szkarłatny kolor krwi, poobdzierane ubrania, smak wolności. Minęły dwa lata, czy to sprawi że odnajdę siebie? Czy wracając można iść dalej? Czy marzenia mogą się spełniać? Przyjaciele... czy oni mnie pamiętają? Czy przyjmą, czy będą wypominać że się uciekło. Bez pożegnania, bez słonych łez, bez nawet jednego spojrzenia. Ucieczka nigdy nie jest dobra. Ucieczka równa się upadkowi. Nie ma i nie będzie taktycznych odwrotów. Ona nie istnieją, tak jak nikt nie istnieje bez krzty zła w sercu. Wstałam, profesor spojrzał na mnie z pytaniem w oczach. Odwróciłam się i wybiegłam z auli w której trwał wykład. Wsiadłam w pociąg. Za oknem przesuwały się leniwie widoki. Las zamieniał się w miasto by za chwilę przejść w piękne góry czy porywistą rzekę. Drzwi otworzyły się oznajmiając koniec podróży. Wysiadłam i od razu skierowałam się do starego magazynu. Rozglądałam się po mieście. Nic się nie zmieniło a jednak jest tak obce. Stanęłam przed budynkiem. Odnowili go, nie straszył już tak jak za dawnych lat. Z środka wybiegła dziewczynka z loczkowatymi włosami. Rzuciła się mi w ramiona. Nie mogłam zrozumieć co ona robi. Podniosła głowę i ujrzałam jej zapłakane oczy. Poznałam ją. Wydoroślała jednak nadal wygląda na drobną. Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Nagle w drzwiach pojawiła się postać której najbardziej się obawiałam. Kiba stanął zamurowany. Opuścił głowę, podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy i poszedł dalej. Puściłam dziewczynkę i poszłam za przyjacielem. Stanął przy nagrobku. " Shino" i nic więcej nawet nie było daty. Pustka, kolejna osoba przeszła do historii bez huku. Z moich oczu poleciały łzy, które płynęły tak często. Nie smakowały jednak goryczą jak zawsze. Czułam że z każdą chwilą staję się lżejsza. Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam w brązowe tęczówki i wtuliłam się w ramię przyjaciela.
- Gdy cię zabrakło myślałem że umrę. W jednej sekundzie straciłem dwoje najlepszych przyjaciół. Nie chciałem sobie tego wybaczyć i wiesz co wtedy się stało? - pokręciłam przecząco głową. - Ujrzałem kogoś kto cierpiał o wiele bardziej ode mnie a jednak się nie poddawał. Nadal tu przychodzi, chodź Tsunade nadal nie chce nic mu powiedzieć. Nadal walczy chodź wydawało się że to nie wykonalne. - Ujrzałam jego uśmiech. - Teraz też pewnie jest w jej biurze.
Odsunęłam się o krok od niego. Spojrzałam na swoje dłonie. Zaznaczone były bliznami, które przez tyle lat nie wypłowiały.
- Ale przecież to nie jest jego świat. A ja nie umiem znaleźć się w jego. Te blizny zawsze będą na moich dłoniach, tak jak przeszłość w pamięci. - Pokazałam a pomnik.
- Ludzie się zmieniają a z nimi ich świat. Prawda Hinato Hyuga?
- Skąd wiesz?
- Twój kuzyn chodził ze mną do klasy.
- I przez tyle lat nic nie powiedziałeś? Znając moją przeszłość?
- Przeszłość nie jest ważna dla mnie. Ważne były twoje łzy których nie chciałem widzieć. - Wiat lekko zawiał niosąc zapach lasu. Spojrzałam w stronę magazynu, na stopniach siedziała mała dziewczynka patrząc przed siebie. Nie znałam jej. Z daleka widziałam jej poobdzierane ubranka i ten wyraz twarzy, taki martwy. Kiba nic nie powiedział gdy skierowałam swoje kroki w stronę budynku. Usiadłam obok malucha. Dziecko przeniosło spojrzenie na mnie. Jej oczy były puste. Nie widziałam w nich ani odrobiny życia. Pokazałam jej język i uśmiechnęłam się. Zamrugała i przekrzywiła głowę. Przewróciłam oczami i zrobiłam zeza. Dziecko wydawało się zaskoczone. Patrzyło na mnie z zainteresowaniem. Pokręciłam głową i zrobiłam sobie różki. Kąciki ust małej wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu. Wtedy zaczęłam ją łaskotać. Usłyszałam perłowy, najszczerszy na świecie śmiech. Zaczęłam także się śmiać. Po chwili i błaganiach małej, przerwałam moje małe tortury.
- Myślisz że ludzie potrafią się zmienić? - zapytałam.
- Jeśli tego chcą to wszystko jest możliwe. - odpowiedziała z powagą w głosie. Spojrzałam w dal na słońce które właśnie chowało się za horyzont. Niebo zabarwiło się na piękny fiolet z odrobiną pomarańczu i różu. Poleciała jej łza. Usłyszała jak dziewczynka wciąga powietrze niedowierzając.
- Nigdy nie należy tłumic uczuć. - wyszeptałam - Jeśli chcesz płakać, płacz. Jeśli to śmiech będzie wybawieniem to uśmiechnij się.
- Ale czemu?
- Żeby nie zwariować. - powiedziałam z powagą nadal patrząc w dal. Wtedy usłyszała głośny szloch i ciężar ciała malucha który przytulił się do mnie.
- Jak? Jak to zrobiłaś? - zapytał mnie ktoś stojący za mną. Dziewczynka oderwała się ode mnie i obejrzała się w tył. Ja nie musiałam się odwracać by wiedzieć kto to. - No mów!- krzyknął, a mała zlękła się i wtuliła we mnie.
- Nie wrzeszcz na mnie snobie. - powiedział spokojnie uparcie patrząc w dal. - Słonko czy mogłabyś zostawić nas samych? - zapytałam dziewczynkę, ta kiwnęła głową i zniknęła w budynku. - To nie jest trudne. - powiedziałam do osoby za mną. - Wystarczy podejść do osoby i spróbować ją zrozumieć.
- Ale ja próbowałem. Próbowałem na każdy możliwy sposób. Ona była taka pusta. - Usiadł obok mnie. Przekręciłam odrobinę głowę by nie zauważył z kim rozmawia. - Nie wierzyłem że komuś się to uda.
- Mam w końcu dwunastoletni staż. - powiedziałam lekko z uśmiechem.
- Nigdy nie widziałem cię tutaj.
- Właśnie wróciłam ale teraz zamierzam już tu zostać. - powiedziałam i odwróciłam się. Niebieski, kocham ten kolor. Tak jak kocham właściciela tych oczu.

Łał, brawo dla tych co czytają te zdanie. To znaczy że doczytaliście do końca i nie zasnęliście. Mam nadzieję że wam się podoba. :) Jeśli chcecie przeczytać o jakieś parce którą najbardziej lubicie napiszcie w komentarzu a ja postaram się coś wykombinować :D Przepraszam za opóźnienie :/