Słyszę
płacz, idę, cisza, ból, słowa, bieg. Stop. Cofnij. Jeszcze.
Dalej. Już.
Bar,
stołek, kolejny drink. Ktoś siada obok ciebie, widzisz zielone
oczy, spoglądają na ciebie z ciekawością. Nie umiesz ich
ignorować. Dopijasz alkohol, pociągasz dziewczynę za sobą,
chichocze. Idziecie do pokoju, ona wie co ją czeka, ściągasz z
niej ubrania. Zarumienione policzki, rozkosz, rozrzucone różowe
pasemka jej włosów. Smak dojrzałych, słodko-kwaśnych malin.
Szybko, szybciej, jęki, krzyk. Siada na tobie, końcówki włosów
łaskoczą cię w twarz, odganiasz je, widzisz jej oczy i rozchylone
usta. Porusza biodrami, męczy cię, bawi się, zagryza wargę.
Czujesz jej usta na swoich, słodkie maliny. Nie wytrzymujesz, chcesz
ją całą, znów. Ona grozi palcem, śmieje się. Sama się
nadziewa, wygina szyję. Unosi się i opada, łapiesz jej biodra,
nadajesz tempa. Dochodzisz, słyszysz jęk rozkoszy z jej ust. Opada
na ciebie zmęczona. Trzymasz ją w ramionach. Znów widzisz kolor
trawy, gdy unosi powieki. Całujesz jej czoło. Powinieneś odejść
ale nie chcesz. Czujesz jej zapach, zastanawiasz się czy jej imię
też jest tak słodkie, a jak brzmiało by twoje w jej ustach. Jakby
czytając w twoich myślach, pyta się ciebie o nie. „Sasuke”
zdradzasz swą tajemnice, „Sakura” słyszysz. Pasuje idealnie,
wiesz że już zapadło ci w pamięć. Wyplątuje się z twoich
objęć, pragniesz ją jakoś zatrzymać ale nie potrafisz. Znika za
drzwiami, wierzysz że się jeszcze spotkacie.
Następnego
dnia opuszczasz miasto. Mijają sekundy, minuty, godziny, dni,
miesiące, nie zapominasz. Wracasz do tej miejscowości, do tego
baru. Zauważasz swego przyjaciela, „Naruto!” krzyczysz, odwraca
się. Widząc ciebie zamiera. Podchodzisz, próbujesz zrozumieć,
wita cię jednak najwyraźniej się nie cieszy. Zaczynasz rozumieć
że to już inny człowiek, godzisz się z tym. Mówisz że musisz
już iść, odwracasz się, „Sakura”, słyszysz, zamierasz, nie
wierzysz, przyjaciel mówi dalej „mieszka niedaleko, w tym domu w
lesie. Idź do niej.” Skąd on ją zna, czemu masz iść? Zdobywasz
się na odwagę. Przed sobą widzisz biały dom, dookoła gęsty las,
z komina leci szary dym. Gdzieś w oddali słychać śpiew ptaków.
Idziesz kamienną ścieżką, pukasz. Drzwi otwiera różowo włosa
piękność z uśmiechem na twarzy, gdy cię widzi blednie, opuszcza
kąciki ust. Próbuje zamknąć drzwi. Nie pozwalasz jej. Cofa się,
spuszcza głowę. Zmuszasz ją by na ciebie spojrzała, widzisz w jej
oczach łzy. Nie tego chciałeś, chcesz wyjść. Nagle słyszysz...
to twoja historia, skończ ją.
Słyszę
płacz, krótkie kwiknięcie dziecka i płacz. Sakura zamiera, mijam
ją. Idę w stronę dźwięków. W kącie stoi dziecięca kołyska.
Powoli zbliżam się. Chłopiec otwiera swe ciemne oczy patrzy na
mnie z ciekawością. Przypominam sobie tą noc ponad rok temu, jej
zaróżowione policzki i jęki. Nie dowierzam, czuję ból nie do
opisania, odwracam się w stronę drzwi. Szukam wyjaśnienia w jej
zielonych oczach. „To twój syn” wyszeptują malinowe usta.
Spoglądam do łóżeczka, szukając podobieństw. Wierzę, muszę
wyjść, wybiegam. Ona nie idzie za mną. Biegnę nie wiem gdzie,
dokąd, po prostu uciekam, jak najdalej. Nie mam sił, próbuje nie
myśleć ale nadal mam w pamięci małe rączki, nosek, usteczka,
ciemne oczka. I jego mamę. Jej nawyk zagryzania wargi, jej ruchy,
jej smak, kolor wiosennych listków. Wiśnia. Pragnę poznać jej
każde nawyki, pragnę rozmawiać z nią, trzymać ją w ramionach,
czuć jej usta. Chcę wziąć na ręce mojego syna, chcę, chcę być
przy nich. Widzieć ich codziennie do końca tego życia. Zatrzymuje
się, zawracam. Znów widzę biały dom. Jednak nie podchodzę, ktoś
już zajął moje miejsce. W drzwiach stoi mój przyjaciel, trzymając
w ramionach Sakurę. Czuję jak rozpadam się na kawałki, moje serce
które tak długo milczało przypomina o sobie. Znikam, chcę
wyjechać, nie potrafię, trzyma mnie tu niewidzialna nić. Tęsknota
znika dopiero po butelce lub dwóch. Żadna panienka nie jest
wystarczająca. Czuje że się staczam. Słyszę, mówię, nawet jem
ale nie żyję. Wieczór, potykając się przemierzam pustoszejąc
uliczki. Naglę słyszę że ktoś mnie woła. Poznaję głos mojego
„przyjaciela”, odwracam się. Idzie, a raczej biegnie do mnie, za
nim zmierza jakaś dziewczyna. Ma granatowe włosy i niesamowicie
jasne oczy. Naruto łapie mnie pod ramię. Wrzeszczy na mnie, kobieta
dziwnie się na mnie patrzy. Szepcze coś na uch chłopaka. On
uspokaja się. Zabierają mnie. Budzę się, nie wiem gdzie jestem,
skupić się nie pozwala mi pulsujący ból głowy. Do jasnego pokoju
wchodzi granatowowłosa. Poznaje ją, podaje mi tabletki uśmiechając
się. Dziękuje, w drzwiach staje Naruto. Patrzy na mnie ze złością.
Nie rozumiem go, nie może mnie zostawić samego.
- Czemu?-
zapytał. Wzruszyłem rękami. - Czemu ją zostawiłeś? Wiesz przez
co ona przeszła? - Krzyczy na mnie. Milczę. - Naruto.- Wtrąca się nieznajoma. - Może nie teraz. Musisz iść do pracy.
- Ale
masz go przypilnować, ok?- mówi po zastanowieniu.
- Nie
ucieknie.- wychodzi z pokoju. Naruto jeszcze raz na mnie spogląda i
poszedł za nią. Opadam na łóżko. Po chwili słyszę trzask
drzwi, wstaje i wychodzę na korytarz. Stoi oparta o ścianę.
Spogląda na mnie.
- Nie
rozumiem ciebie, przecież ją kochasz. - Kochasz, tak kocham ją i
małego, nie wiem od kiedy ale chyba ją kocham. Ona jakby czując
że nie odpowiem kontynuowała.- Jak się kogoś kocha nie opuszcza
się go, wręcz przeciwnie pragnie się być przy tej osobie. A czy
ty tego pragniesz? - Tak pragnę. - Chcesz tego, widzę to w twoich
oczach. Idź do niej. - nie tego nie zrobię.- Co ci szkodzi? Zrozum
ją. Jeszcze jedno, idź teraz do salonu i spójrz na kominek. -
powiedziała zagadkowo.
Z
ciekawości kieruje się do pomieszczenia. Już z daleka widzę
zdjęcie. Czuję ulgę? Niezdecydowanie? Radość? Co ja czuję? A
może to zawód? Tyle czasu straciłem. Odwracam się, stoi w
drzwiach uśmiechnięta. Porywam ją w ramiona. Całuję w policzek.
Ona śmieje się.
- Uważaj
bo Naruto będzie zazdrosny.- mówi.
- Dziękuje.
- Leć
do niej! - krzyczy do mnie.
Nie
wiem kiedy znajduję się pod jej domem. Pukam, czuję się jak
dziecko, pocą mi się dłonie, mam gulę w gardle. Sekunda wydaje mi
się być godziną. Nagle drzwi stają otworem. Wpuszcza mnie bez
słowa. Kieruje się do salonu, idę za nią. Opiera się dłońmi o
stół, stoi tyłem do mnie. Obejmuję ją, nie wyrywa się czego się
spodziewałem. Jej ciało zaczyna się trząść. Obracam ją, po
policzku spływa łza. Ma zamknięte oczy. Nachylam się, dotykam jej
ust swoimi. Pocałunek delikatny jak dotknięcie przez skrzydła
motyla. Świat znów może ujrzeć zieleń oczu. Widzę w nich
niedowierzanie.
- Czego
się spodziewałaś? - pytam miękko.
- Nie
wiem.- słyszę jej delikatny głos.- A mogę jeszcze raz? - kiwam głową, unosząc się na palcach. Wpija się w usta. Czuję moje maliny. Kwiknięcie przerywa nam. Jednak nie jestem zły. Czuję że Sakura ciągnie mnie w stronę sypialni. Pochylam się nad łóżeczkiem mojego synka.
Mijają
sekundy, minuty, dni, miesiące, lata, a ja ją coraz bardziej
kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz