sobota, 6 lipca 2013

"Miłość jest jak wojna, łatwo zacząć, trudno skończyć." SasuSaku

Słyszę płacz, idę, cisza, ból, słowa, bieg. Stop. Cofnij. Jeszcze. Dalej. Już.

Bar, stołek, kolejny drink. Ktoś siada obok ciebie, widzisz zielone oczy, spoglądają na ciebie z ciekawością. Nie umiesz ich ignorować. Dopijasz alkohol, pociągasz dziewczynę za sobą, chichocze. Idziecie do pokoju, ona wie co ją czeka, ściągasz z niej ubrania. Zarumienione policzki, rozkosz, rozrzucone różowe pasemka jej włosów. Smak dojrzałych, słodko-kwaśnych malin. Szybko, szybciej, jęki, krzyk. Siada na tobie, końcówki włosów łaskoczą cię w twarz, odganiasz je, widzisz jej oczy i rozchylone usta. Porusza biodrami, męczy cię, bawi się, zagryza wargę. Czujesz jej usta na swoich, słodkie maliny. Nie wytrzymujesz, chcesz ją całą, znów. Ona grozi palcem, śmieje się. Sama się nadziewa, wygina szyję. Unosi się i opada, łapiesz jej biodra, nadajesz tempa. Dochodzisz, słyszysz jęk rozkoszy z jej ust. Opada na ciebie zmęczona. Trzymasz ją w ramionach. Znów widzisz kolor trawy, gdy unosi powieki. Całujesz jej czoło. Powinieneś odejść ale nie chcesz. Czujesz jej zapach, zastanawiasz się czy jej imię też jest tak słodkie, a jak brzmiało by twoje w jej ustach. Jakby czytając w twoich myślach, pyta się ciebie o nie. „Sasuke” zdradzasz swą tajemnice, „Sakura” słyszysz. Pasuje idealnie, wiesz że już zapadło ci w pamięć. Wyplątuje się z twoich objęć, pragniesz ją jakoś zatrzymać ale nie potrafisz. Znika za drzwiami, wierzysz że się jeszcze spotkacie.

Następnego dnia opuszczasz miasto. Mijają sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące, nie zapominasz. Wracasz do tej miejscowości, do tego baru. Zauważasz swego przyjaciela, „Naruto!” krzyczysz, odwraca się. Widząc ciebie zamiera. Podchodzisz, próbujesz zrozumieć, wita cię jednak najwyraźniej się nie cieszy. Zaczynasz rozumieć że to już inny człowiek, godzisz się z tym. Mówisz że musisz już iść, odwracasz się, „Sakura”, słyszysz, zamierasz, nie wierzysz, przyjaciel mówi dalej „mieszka niedaleko, w tym domu w lesie. Idź do niej.” Skąd on ją zna, czemu masz iść? Zdobywasz się na odwagę. Przed sobą widzisz biały dom, dookoła gęsty las, z komina leci szary dym. Gdzieś w oddali słychać śpiew ptaków. Idziesz kamienną ścieżką, pukasz. Drzwi otwiera różowo włosa piękność z uśmiechem na twarzy, gdy cię widzi blednie, opuszcza kąciki ust. Próbuje zamknąć drzwi. Nie pozwalasz jej. Cofa się, spuszcza głowę. Zmuszasz ją by na ciebie spojrzała, widzisz w jej oczach łzy. Nie tego chciałeś, chcesz wyjść. Nagle słyszysz... to twoja historia, skończ ją.

Słyszę płacz, krótkie kwiknięcie dziecka i płacz. Sakura zamiera, mijam ją. Idę w stronę dźwięków. W kącie stoi dziecięca kołyska. Powoli zbliżam się. Chłopiec otwiera swe ciemne oczy patrzy na mnie z ciekawością. Przypominam sobie tą noc ponad rok temu, jej zaróżowione policzki i jęki. Nie dowierzam, czuję ból nie do opisania, odwracam się w stronę drzwi. Szukam wyjaśnienia w jej zielonych oczach. „To twój syn” wyszeptują malinowe usta. Spoglądam do łóżeczka, szukając podobieństw. Wierzę, muszę wyjść, wybiegam. Ona nie idzie za mną. Biegnę nie wiem gdzie, dokąd, po prostu uciekam, jak najdalej. Nie mam sił, próbuje nie myśleć ale nadal mam w pamięci małe rączki, nosek, usteczka, ciemne oczka. I jego mamę. Jej nawyk zagryzania wargi, jej ruchy, jej smak, kolor wiosennych listków. Wiśnia. Pragnę poznać jej każde nawyki, pragnę rozmawiać z nią, trzymać ją w ramionach, czuć jej usta. Chcę wziąć na ręce mojego syna, chcę, chcę być przy nich. Widzieć ich codziennie do końca tego życia. Zatrzymuje się, zawracam. Znów widzę biały dom. Jednak nie podchodzę, ktoś już zajął moje miejsce. W drzwiach stoi mój przyjaciel, trzymając w ramionach Sakurę. Czuję jak rozpadam się na kawałki, moje serce które tak długo milczało przypomina o sobie. Znikam, chcę wyjechać, nie potrafię, trzyma mnie tu niewidzialna nić. Tęsknota znika dopiero po butelce lub dwóch. Żadna panienka nie jest wystarczająca. Czuje że się staczam. Słyszę, mówię, nawet jem ale nie żyję. Wieczór, potykając się przemierzam pustoszejąc uliczki. Naglę słyszę że ktoś mnie woła. Poznaję głos mojego „przyjaciela”, odwracam się. Idzie, a raczej biegnie do mnie, za nim zmierza jakaś dziewczyna. Ma granatowe włosy i niesamowicie jasne oczy. Naruto łapie mnie pod ramię. Wrzeszczy na mnie, kobieta dziwnie się na mnie patrzy. Szepcze coś na uch chłopaka. On uspokaja się. Zabierają mnie. Budzę się, nie wiem gdzie jestem, skupić się nie pozwala mi pulsujący ból głowy. Do jasnego pokoju wchodzi granatowowłosa. Poznaje ją, podaje mi tabletki uśmiechając się. Dziękuje, w drzwiach staje Naruto. Patrzy na mnie ze złością. Nie rozumiem go, nie może mnie zostawić samego.
- Czemu?- zapytał. Wzruszyłem rękami. - Czemu ją zostawiłeś? Wiesz przez co ona przeszła? - Krzyczy na mnie. Milczę. 
- Naruto.- Wtrąca się nieznajoma. - Może nie teraz. Musisz iść do pracy.
- Ale masz go przypilnować, ok?- mówi po zastanowieniu.

- Nie ucieknie.- wychodzi z pokoju. Naruto jeszcze raz na mnie spogląda i poszedł za nią. Opadam na łóżko. Po chwili słyszę trzask drzwi, wstaje i wychodzę na korytarz. Stoi oparta o ścianę. Spogląda na mnie.
- Nie rozumiem ciebie, przecież ją kochasz. - Kochasz, tak kocham ją i małego, nie wiem od kiedy ale chyba ją kocham. Ona jakby czując że nie odpowiem kontynuowała.- Jak się kogoś kocha nie opuszcza się go, wręcz przeciwnie pragnie się być przy tej osobie. A czy ty tego pragniesz? - Tak pragnę. - Chcesz tego, widzę to w twoich oczach. Idź do niej. - nie tego nie zrobię.- Co ci szkodzi? Zrozum ją. Jeszcze jedno, idź teraz do salonu i spójrz na kominek. - powiedziała zagadkowo. Z ciekawości kieruje się do pomieszczenia. Już z daleka widzę zdjęcie. Czuję ulgę? Niezdecydowanie? Radość? Co ja czuję? A może to zawód? Tyle czasu straciłem. Odwracam się, stoi w drzwiach uśmiechnięta. Porywam ją w ramiona. Całuję w policzek. Ona śmieje się.
- Uważaj bo Naruto będzie zazdrosny.- mówi.

- Dziękuje.
- Leć do niej! - krzyczy do mnie.
Nie wiem kiedy znajduję się pod jej domem. Pukam, czuję się jak dziecko, pocą mi się dłonie, mam gulę w gardle. Sekunda wydaje mi się być godziną. Nagle drzwi stają otworem. Wpuszcza mnie bez słowa. Kieruje się do salonu, idę za nią. Opiera się dłońmi o stół, stoi tyłem do mnie. Obejmuję ją, nie wyrywa się czego się spodziewałem. Jej ciało zaczyna się trząść. Obracam ją, po policzku spływa łza. Ma zamknięte oczy. Nachylam się, dotykam jej ust swoimi. Pocałunek delikatny jak dotknięcie przez skrzydła motyla. Świat znów może ujrzeć zieleń oczu. Widzę w nich niedowierzanie.
- Czego się spodziewałaś? - pytam miękko.
- Nie wiem.- słyszę jej delikatny głos.
- A mogę jeszcze raz? - kiwam głową, unosząc się na palcach. Wpija się w usta. Czuję moje maliny. Kwiknięcie przerywa nam. Jednak nie jestem zły. Czuję że Sakura ciągnie mnie w stronę sypialni. Pochylam się nad łóżeczkiem mojego synka.

Mijają sekundy, minuty, dni, miesiące, lata, a ja ją coraz bardziej kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz